piątek, 29 marca 2013

[Love make us liars: Rozdział 8] Maybe I'm missing you.

Tytuł opowiadania: Love make us liars
Rozdział: VIII
Tytuł rozdziału: Maybe I'm missing you.
Paring: Jonghyun x Key (JongKey), paring poboczny: Taemin x Minho (2MIN), Jonghyun x Sekyung (JongKyung)
Ostrzeżenia: Hm, może kilka brzydkich słów.


***

Dwa tygodnie wcześniej

     Cholernie się stresowałem. A podobno zielony kolor ścian ma uspokajać? Też mi coś. Nic nie mogło teraz uspokoić moich skołatanych nerwów.
     Siedziałem w salonie menadżera. Od tak dawna czekałem na ten moment, w którym mu wszystko powiem, ale nagle cała moja dotychczasowa pewność siebie mnie opuściła. Uleciała ze mnie jak powietrze z balonika. Menadżer przekuł mnie tylko jednym spojrzeniem. Przełknąłem głośno ślinę, starając się uformować wszystkie myśli w głowie, ale szybko się pojawiały i równie szybko znikały. Po co ja tutaj w ogóle przyszedłem? Ach, no tak. Ja i Sekyung. To o tym chciałem powiedzieć temu gburowi.
     - Więc Jonghyun... - zaczął swoim tubalnym głosem menadżer, opierając się o tył krzesła. Co to ma być? Jest jakimś Ojcem Chrzestnym, czy co? Może jeszcze kota mu załatwię, albo jakąś łasiczkę? - Co cię do mnie sprowadza, mój drogi?
     Na ostatnie dwa słowa aż mnie zemdliło. Mój drogi. Poczułem się jeszcze gorzej niż przed chwilą, ale najwyraźniej menadżer się dobrze bawił. Idiota. Miałem ochotę zetrzeć mu pięścią ten kpiarski uśmiech z ust.
     - Przyszedłem z tobą porozmawiać - zdziwiłem się, że mój głos zabrzmiał aż tak pewnie. - O kimś dla mnie ważnym i...
     Nagle menadżer się ożywił i przysunął bliżej krawędzi biurka, spoglądając na mnie wyczekująco i nie pozwalając mi dość do słowa.
     - Chodzi o Kibuma, prawda? - spytał szybko. - Coś się między wami dzieje, tak?
     - Nie, nie o to chodzi - tymi słowami zabiłem jego dobry humor. 1:0 dla mnie. - Chodzi o to, że się w kimś zakochałem. Ona jest aktorką i modelką z całkowicie innej wytwórni, dlatego postanowiłem zapytać się ciebie czy będziesz popierał ten związek.
     Czułem się jakbym prosił ojca o pozwolenie na wyjście na podwórko. Głupi menadżer zawsze tak na mnie działał, że miałem ochotę go za wszystko przepraszać. Nawet teraz, gdy spojrzał na mnie swoim oceniającym wzrokiem, czułem się jakbym zrobił coś złego. Przecież kochanie kogoś to nie jest zbrodnia.
     Najwyraźniej dla menadżera było inaczej. Widziałem w jego oczach to, że moja wypowiedź się mu nie spodobała. Ustalił dla mnie bardzo ładny scenariusz, którego nie omieszkał mi nie przedstawić zaraz po naszym wielkim koncercie w Seulu, a teraz ja, czarna owca w zespole, ośmieliłem się zmieszać jego marzenia z błotem.
     - Nie - odpowiedział krótko.
     Szykowałem się na taką odpowiedź, więc nawet mnie to nie zdziwiło. Dlaczego miałby się zgodzić? Ale miałem już przewidziany plan, który na pewno rozwieje wszystkie jego wątpliwości. Nagle stałem się bardzo pewny siebie i poczułem się komfortowo. Rozluźniłem i rozłożyłem się na kanapie, opierając się swobodnie plecami o oparcie. Przybrałem najbardziej bojową minę, na jaką mnie było stać.
     - Oczekiwałem takiej odpowiedzi - powiedziałem powoli. - Dużo stracisz na takich zagraniach, nie sądzisz? Pomyśl jak to mogłoby wpłynąć na scenariusz, który ułożyłeś dla mnie i dla Kibuma. Nie sądzisz, że nagłe pojawienie się tutaj Sekyung wprowadzi nieco dramatyzmu?
      Jeśli rozmawiasz z biznesmenami musisz mówić ich językiem. Nie chcą wiedzieć o tym czy bardzo kochasz tę osobę, ale musisz ją przedstawić im jako produkt, tak żeby mogli to wycenić i oszacować, czy przyniesie im to jakiekolwiek zyski. Właśnie tę kalkulację zobaczyłem na twarzy menadżera. Bingo! 2:0 dla mnie.
      Przez chwilę przyglądał mi się w zamyśleniu, ale widziałem, że jego opór stopniowo zanika, a na usta wkrada się lekki uśmieszek. Widocznie wycenił moją miłość do Sekyung na bardzo wartościową, bo widziałem, że powstrzymywał się od zacierania rąk ze szczęścia.
     - Hm, przyznam, że kiedy tak mi to przedstawiłeś to taka opcja wydaje mi się kusząca - bezpiecznie wybrnął z tego tematu. - Jednak nie mogę pozwolić na to, żeby ta relacja trwała zbyt długo. Takie coś może nam zaszkodzić. Nie chcemy, żeby ludzie zaczęli od nas odchodzić z powodu twojego wybryku z Sekyung. Daję wam maksymalnie 3 miesiące. Przez ten czas możecie się sobą cieszyć ile chcecie, ale nie dłużej, jasne?
      Tylko trzy miesiące?! Co to ma być? Czy on nigdy nikogo nie kochał i nie wiedział, że taki czas to za mało? Uff, spokojnie Jonghyun. Opanuj się. Na początek mogą być te 3 miesiące, ale gdy zobaczy jak dobrze się dogadujemy i jak cudowną parę stanowimy z Sekyung, na pewno będzie chciał, żebyśmy kreowali ten wizerunek dalej.
     - W porządku, niech będzie - odparłem beznamiętnym tonem.
     Tylko dlaczego czułem się tak jakbym zdradzał Kibuma? Z jednej strony chciałem być z Sekyung, ale czułem, że Key nie wybaczy mi tego, co zrobiłem. 

***
   
     Kolejny tydzień minął mi jak z bicza strzelił. Prawie w ogóle nie wychodziłem ze swojego nowego pokoju, którego nareszcie nie dzieliłem z Jonghyunem. Zachowywałem się jak maszyna. Wykonywałem tylko najprostsze czynności, a nawet to sprawiało mi wielką trudność. Dzieliłem swój dzień tylko pomiędzy jedzenie i spanie... Ewentualnie jeszcze owijanie się własnym bólem i łkanie aż do utraty przytomności. Nawet jeśli coś jadłem to naprawdę bardzo mało, praktycznie nic. Spałem, ale jakbym wcale nie spał. Ciągle czułem się zmęczony. Chodziłem z podkrążonymi oczami. Nie dbałem o to jak wyglądam. Włosy skleiły mi się w odstające we wszystkie kierunki strąki, a sam nie rozstawałem się ze zwykłą białą koszulką, szarym dresem i okazjonalnie moim szlafrokiem. Byłem podpięty do słuchawek niemal przez całą dobę i nie sposób było mnie od nich odciągnąć. Jeszcze bardziej dołowałem się rzewnymi piosenkami i któregoś dnia miałem ochotę nawet targnąć się na własne życie, ale niestety: Byłem tchórzem. Dalej nim jestem. Nie potrafiłem tego zrobić. Chciałem ulżyć temu bólowi, który zbierał się we mnie, ale stchórzyłem.
      Co było najgorsze w tym wszystkim? Że właściwie w ogóle przestałem się martwić stanem Taemina. Tak szczelnie owinąłem się swoją rozpaczą, że miałem klapki na oczach i nie widziałem nic oprócz własnego bólu. Nie rozmawiałem z nikim. Od tygodnia się do nikogo nie odezwałem. Zacząłem się zastanawiać czy mój głos jeszcze będzie funkcjonował. Stwierdziłem, że pewnie tak. Ludzie milczeli o swoich problemach od wieków i jakoś nie stracili głosu w innych, mniej ważnych, sprawach.
      Do kuchni schodziłem tylko wtedy kiedy było to potrzebne, a wtedy starałem się unikać pozostałych członków zespołu. Nie dało się ze mną wytrzymać, naprawdę. Minho i Onew dobijali się przez kilka dni do moich drzwi, ale gdy zrozumieli, że im nie otworzę, zaprzestali swoich starań, lecz słyszałem, że często męczyli Jonghyuna.
      - Jjong! Coś Ty zrobił biednemu Kibumowi? - darł się na całe gardło Onew. - Najpierw sytuacja z Tae, teraz Kibum. Czy naprawdę chcesz, żebyśmy się wszyscy wzajemnie pozabijali?
      - Ja mu nic nie zrobiłem! - Niemal mogłem zobaczyć jak Jonghyun wyglądał, gdy wygłaszał te słowa. Pewnie stał z dłońmi schowanymi za plecami w najbardziej skurczonej pozie, jaką można przyjąć, a grzywka opadała mu na oczy, pod którą skrywały się zmarszczone brwi. Pewnie na ustach błądził mu lekki uśmieszek, ale tak naprawdę był na pokaz, bo przecież nie mógł pokazać, że się czymś martwi. Aish.. Za dobrze go znałem.
      - Nie, oczywiście. Ty mu nic nie zrobiłeś - odparł sarkastycznie lider. - To ja go wpędziłem w taki stan. Nie ma cię tutaj całymi dniami, ale nie wiesz jaki on jest. Ciągle spędzasz czas z tą swoją Sekyung, a nawet nie wiesz co się dzieje z Kibumem. Od kiedy przestało ci na nim zależeć?! Zawsze byliście ze sobą blisko, a teraz co? Jak tylko coś się stanie to od razu uciekasz z podkulonym ogonem? Jonghyun, nie widzisz co mu zrobiłeś? Biedny chłopak niedługo zagłodzi się na śmierć albo wypłacze całą wodę ze swojego organizmu. Naprawdę jesteś idiotą, jeśli tego nie widzisz. - Czułem, że w ostatnim zdaniu Onew ma na myśli moje uczucia, ale pewnie Jonghyun odebrał to w inny sposób.
      W każdym razie była to jedna z ich wielu kłótni. Słyszałem je doskonale, bo przeważnie kłócili się niedaleko moich drzwi. Niestety nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek interwencję, więc po prostu leżałem na ziemi na puchowym dywanie i wpatrywałem się w sufit, nie myśląc o niczym.
      Aż w końcu pewnego dnia ktoś znowu zapukał do moich drzwi. Nie miałem ochoty otwierać. Nawet nie sprawdziłem kto to, bo i tak osoba, którą chciałbym zobaczyć, w życiu nie weszłaby do mojego pokoju. Taki już był. Udawał, że nic się nie dzieje, ale tak naprawdę to głęboko w środku się martwił, dodatkowo doprowadzając się przez to do złego samopoczucia. Po prostu dalej leżałem na swoim dywanie i wsłuchiwałem się w muzykę lecącą ze słuchawek. Już zapomniałem co to znaczy zwyczajny odpoczynek i słuchanie muzyki. Nigdy tego nie doceniałem, ale teraz uświadomiłem sobie, że muzyka naprawdę ma na mnie zbawienny wpływ. Dawno nie występowaliśmy na scenie, więc zatęskniłem za tym...
     Zapomniałem, że zostawiłem otwarte drzwi, więc Onew po prostu wtargnął do mojego pokoju. Wyglądał na poruszonego i zaczął żywo gestykulować przed moimi oczami, jednak ja nie miałem zamiaru go słuchać. Jinki zdenerwował się i wyszarpał mi słuchawki z uszu. Wtedy dotarł do mnie jego krzyk:
     - .... te głupie słuchawki! Ile razy mam ci to powtarzać? - darł się niemiłosiernie. - Tae się wybudził!
     Ostatnie zdanie uderzyło we mnie tak mocno, że niemal zachłysnąłem się tą wiadomością. Tae! Wybudził się! Muszę szybko do niego pędzić! Onew nawet nie musiał mnie ze sobą ciągnąć. Po prostu wybiegłem co sił w nogach z pokoju i w pośpiechu założyłem buty i kurtkę. Nie obchodziło mnie to, że jestem w samej koszulce i dresie. Wypadłem z domu i zobaczyłem przed autem Minho oraz Jonghyuna. Ten drugi wpatrywał się we mnie przez jakiś czas zdziwiony moim wyglądem, ale szybko odwrócił wzrok. Nie miałem ochoty się teraz z nim dyskutować. Nie obchodziło mnie teraz jego zdanie.
      Spojrzałem na Minho. Wyglądał na tak poruszonego jak ja. Niemal uśmiechnąłem się do niego, jednak moja twarz była tak skostniała od jednej i tej samej obojętnej miny, że nie drgnął mi nawet żaden mięsień. Ach, mam nadzieję, że między nim a Minnie wszystko się ułoży. Mimo tego, że dalej byłem wkurzony na tego zakochanego w sporcie dupka, to wiedziałem, że jest ważny dla Tae. Umma się tym zajmie i wszystko będzie w porządku, ale jeśli jeszcze raz skrzywdzi młodego to go własnoręcznie wykastruję.
      Onew wypadł z domu chwilę po mnie i razem zapakowaliśmy się do auta. Tym razem szybko wgramoliłem się na miejsce pasażera, żeby być daleko od każdego z nich. Chwała Bogu za tak duży samochód! Onew usiadł razem z Minho, a Jjong z tyłu, nawet teraz nie rozstawał się z telefonem. Już widziałem w myślach te wszystkie słodkie słówka, które pisze do swojej Sekyung. Aż mnie zemdliło.
      Po kilkunastu minutach byliśmy w szpitalu. Jako pierwszy dopadłem do pokoju Tae, jednak nie mogłem tam wejść, bo kotłowała się wokół niego cała masa pielęgniarek i lekarzy, którzy sprawdzali mu niemal wszystko. Maknae wyglądał na wycieńczonego, jednak żył. To było najważniejsze. Reszta zespołu pojawiła się zaraz za mną i tak jak ja zaczęli wpatrywać się w młodego przez szybę. Ten niedługo potem nas zobaczył, a jego twarz rozświetlił mały uśmiech. Nieważne jak słaby był, ważne, że był szczery.
      Dopiero po kilkudziesięciu minutach lekarze pozwolili nam wejść i kazali nam zachowywać się spokojnie, tak żeby nie zdenerwować chłopaka. Od razu stłoczyliśmy się wokół niego, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Usiadłem koło młodego na łóżku i chwyciłem go za rękę, zaciskając ją w swoich dłoniach. Miałem do niego milion pytań, ale żadnego nie zadałem. Tae zobaczył Minho i od razu jego poprzedni uśmiech zastygł na wargach. Jego dłoń zrobiła się cała zimna.
      - Niech on wyjdzie - powiedział słabo. - Nie chcę go widzieć.
      - Ale Tae... - jęknął dobity Minho.
      - Powiedziałem, że masz się stąd wynieść! - uniósł głos.
      Nikt nie chciał, żeby młody się denerwował, więc Onew wyprowadził Choi z sali. Siedziałem tam razem z Jonghyunem i Taeminem, jednak starałem się nie zwracać uwagi na tego pierwszego. Przysunąłem się bliżej młodego i odgarnąłem mu włosy z czoła.
      - Minnie... Co się stało? Dlaczego to zrobiłeś? Wiesz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy? - wyszeptałem cicho, a mój głos zabrzmiał dla mnie conajmniej dziwnie.
      Westchnąłem głośno, a po moich policzkach znowu potoczyły się łzy. Tae przejął się nimi i od razu zaczął wycierać je z mojej twarzy, co ja skwitowałem cichym śmiechem. Śmiałem się. Kolejna dziwna rzecz. Nie robiłem tego od tygodnia.
      - Kibum, nie martw się już o mnie - powiedział słabo Taemin. - Już wszystko jest w porządku. W swoim czasie ci wszystko opowiem, jednak teraz nie czuję się na siłach. Ale... Co się stało z tobą? Jak ty wyglądasz?
      Przyglądał mi się zdziwiony, a ja po prostu wzruszyłem ramionami, dając mu znać, że to nic takiego. Młody momentalnie skojarzył fakty i spojrzał na Jonghyuna. Widział, że się do siebie nie odzywamy i że staram się go ignorować, jednak nie powiedział nic na głos. Spojrzał mi w oczy i niemal telepatycznie przekazał mi wiadomość, że pogadamy o tym, jak będziemy sami.
      Godziny odwiedzin już się zakończyły. Chłopcy już dawno pojechali do domu, a ja siedziałem tam z młodym, nawet teraz kiedy już zasnął. Wpatrywałem się w jego twarz i cieszyłem się, że wreszcie jest z nami. Wyrwał mnie dopiero głos pielęgniarki, która powiedziała mi, że muszę już iść. Nie chciałem opuszczać młodego, jednak wiedziałem, że nic nie mogę już zrobić.
      Wyszedłem ze szpitala i zacząłem się zastanawiać jak mam dotrzeć do domu. O tej porze nie jeździły już żadne autobusy, a nie miałem ochoty wracać na nogach. Tym bardziej w tym deszczu moja wycieczka była skazana na porażkę. Jak to możliwe, że jeszcze niedawno pokonałem tę drogę w mgnieniu oka? Teraz nie wydawało mi się to tak blisko. Westchnąłem ciężko i zacząłem powoli iść w kierunku domu, kiedy zobaczyłem kogoś przed sobą. Nie kogoś, tylko Jonghyuna. Stał oparty o swój samochód i wpatrywał się w niebo, wyraźnie na kogoś czekając. Czyżby czekał na mnie? Nie miałem ochoty z nim jechać, jednak i tak ta perspektywa była dla mnie miła i poczułem ciepło rozlewające się po moim sercu.
      Dlaczego w ogóle on mnie obchodził? Przecież miał swoją Sekyung. Już zacząłem iść w jego kierunku, kiedy zobaczyłem, że to właśnie na nią Jonghyun czekał przez cały czas. Cofnąłem się z powrotem w cień i spoglądałem na tę szczęśliwą parę. Jonghyun od razu otworzył ramiona i przytulił ją do siebie, a następnie pocałował w sam środek ust, chowając pod swoim parasolem przed deszczem. Wyglądał na cholernie szczęśliwego. Denerwowało mnie to.
      Postanowiłem, że przejdę koło niego, tak jakbym normalnie wracał do domu. Przecież i tak miałem tamtędy przechodzić. Wyszedłem z cienia i ruszyłem w kierunku szczęśliwej pary, uprzednio wkładając słuchawki do uszu. Nie przejmowałem się niczym. Po prostu sobie szedłem, wpatrując się w chodnik i pozwalając, żeby deszcz mnie całego przemoczył.
      Jonghyun zauważył mnie niemal natychmiast. Zastygł przy boku Sekyung i za bardzo nie wiedział co ma zrobić. Ona tym bardziej zachowywała się jak głupia i wpatrywała się we mnie dziwnie nienawistnym wzrokiem. Odbierająca chłopaków suka. Nienawidzę jej. Widziałem, że coś mówiła do Jjonga, ale jej nie słyszałem. Miałem to wszystko gdzieś. Przeszedłem obok nich i poczułem dłoń Jonghyuna na moim ramieniu. Nie wzdrygnąłem się nawet. Po prostu odepchnąłem ją i poszedłem dalej, nie zważając na to, że jego dłoń niemiłosiernie wpiła się w moje ramię. Aish.. Pewnie jutro będę miał w tym miejscu siniaka. Głupi umięśniony dinozaur.
      Przeszedłem dobry kawałek drogi i byłem już daleko od ich auta, gdy poczułem, że ktoś mnie łapie za rękę. Odwróciłem się zdziwiony i zobaczyłem przemoczonego Jjonga, który niemal natychmiast wyszarpał mi słuchawki z uszu. Wyglądał na jednocześnie rozgniewanego i zatroskanego.
      - Bummie, co ty tu robisz? - spytał cicho. - Jesteś cały mokry. Nie możesz chodzić w samym dresie w takim deszczu. Nie ma mowy!
      - Nie twoja sprawa, jasne? - syknąłem przez zaciśnięte zęby i odsunąłem się od niego.
      Jonghyun spojrzał w tył. W oddali majaczył kawałek jego samochodu. Pewnie musiał posadzić Sekyung do środka i polecieć do mnie. Tylko po co? To było w ogóle bez sensu. Nie odzywaliśmy się do siebie przez tydzień, a on nagle się mną przejmuje.
      - Poza tym, to kiedy zacząłeś się mną przejmować? Nie powinno cię obchodzić gdzie chodzę ani jak wyglądam. Ja nie chodzę cały czas za tobą i nie sprawdzam czy dobrze się bawisz z... nią.
      Nie potrafiłem wymówić jej imienia. Czułem, że gdybym wypowiedział je to musiałbym przyjąć do wiadomości, że Jonghyun z nią jest. Ten tylko podniósł brwi i westchnął przeciągle po czym przejechał dłonią po mokrych włosach.
      - Możemy zostawić na razie te wszystkie spory? - powiedział, spoglądając na mnie. - Chodź ze mną, wsiądź z nami do auta. Odwiozę Sekyung do domu, a potem pojedziemy do naszego, okay?
      Zatkało mnie. Jego głupota jest wrodzona czy nabyta? Sam ten pomysł wydał mi się po prostu niedorzeczny. Jeśli usiadłbym z tą wywłoką w jednym samochodzie to pewnie wydrapałbym jej oczy. Roześmiałem się na głos i oddaliłem jeszcze o kilka kroków od Jonghyuna.
      - Po moim trupie - powiedziałem wściekły. - Czy ostatnim razem nie wyraziłem się wystarczająco jasno? Nie chcę z tobą więcej rozmawiać, więc proszę nie marnuj mojego czasu i wracaj do swojego samochodu. No leć, przecież twoja miłość na ciebie czeka!
      Machnąłem na niego ręką i odwróciłem się szybko, żeby nie zobaczył moich łez. Słyszałem, że mnie wołał, jednak nie obchodziło mnie to. Jak łatwo jest mieć wszystko gdzieś. Szkoda, że wcześniej na to nie wpadłem, tylko zadręczałem się jak głupi, tym co Jonghyun robił. Biegłem szybko w kierunku domu i nie stawałem nawet na chwilę. Zmęczenie pozwalało mi zapomnieć o wcześniejszym bólu na myśl o tym, co Jonghyun robi z tą dziewczyną. Gdy zobaczyłem jak ją pocałował, myślałem, że moje serce rozleci się na milion kawałków. Ledwo udało mi się je ostatnio podreperować, a teraz znowu leżało przede mną potłuczone i sine. Co ten idiota ze mną robi? Dlatego nigdy, przenigdy, nie warto się zakochiwać. Wbij sobie to do głowy, głupi Bummie...
      Dotarłem do domu, cały przemoczony od deszczu i łez. Tym razem jednak nie zaszyłem się w swoim pokoju. Onew i Minho chyba spali, więc postanowiłem usiąść w salonie. Włączyłem pierwszy lepszy kanał i zacząłem oglądać jakiś głupi film. No naprawdę... Nasze społeczeństwo robi się coraz gorsze. W telewizji nie można oglądnąć nawet jednego normalnego filmu, tylko same głupie romansidła. Właściwie to było mi obojętne co akurat wyświetlali. Miałem dość wszystkiego i po prostu chciałem się na czymś skupić, jednak i tak moje myśli wirowały tylko i wyłącznie wokół Jonghyuna i Sekyung. Oni nie mogą być razem. Nie mogą... Głupio było mi się przyznać przed samym sobą, ale zależało mi na nim. Zależało mi na chłopaku. Ech, już sam nie wiem co się ze mną dzieje.
      Oglądałem ten głupi film aż do końca. Jak zwykle w romansidłach, dziewczyna wyszła za chłopaka i żyli długo i szczęśliwie. Tsa, gdyby to przenieść do rzeczywistości to ta laska nieco by się zdziwiła. "Żyliby długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że jakaś wredna suka ubrała krótszą spódniczkę, a chłopakowi mózg przemieścił się do krocza". O tak, to by bardziej pasowało. Nawet nie za bardzo wiem o czym w ogóle był ten film. Phi, romansidło to romansidło - wszystkie są takie same. Po prostu siedziałem i wpatrywałem się bezmyślnie w ekran.
     Nagle usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. O matko! Zapomniałem o tym, że Jonghyun miał niedługo wrócić. Zacząłem się zbierać, jednak nie na tyle szybko, żeby go ominąć. Jjong niemal od razu znalazł się w salonie, jakby przeczuwał, że tam jestem. On ma jakiś radar czy jak? Spojrzał na mnie i... po prostu się rozpłakał. Byłem tym tak zszokowany, że nie wiedziałem co mam powiedzieć. Dlaczego on płakał? Mimo tego, że niedawno się kłóciliśmy nie mogłem go takiego zostawić, to nie było w moim stylu. Zawsze byłem Key ummą, która wszystkim pomagała, więc i teraz odezwał się we mnie stary Kibum. Wstałem z kanapy i podszedłem do niego, nie wiedząc za bardzo jak mam się zachować.
     - Jonghyun, co się stało? - spytałem cicho, lekko kładąc mu dłoń na ramieniu.
     On otrząsnął się i ponownie wbił we mnie wzrok, a ja dopiero teraz zauważyłem, że na jego czole była zaschnięta krew, a zaraz przy linii włosów zobaczyłem kilka szwów. Odsunąłem się od niego kawałek i zauważyłem, że jego bluzka jest również niemal cała we krwi. Byłem przerażony. Co tam się stało? Zacząłem się martwić, że to jego krew, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo on niemal się na mnie przewrócił i przytulił mocno, nie pozwalając mi się wyswobodzić z uścisku.
      - Kibum, przepraszam - wypowiedział między łzami. - Ja... Byłem głupi. Sekyung i ja się pokłóciliśmy i... Tak jakoś wyszło... J-ja, nie chciałem...
      Znowu się rozpłakał, przytulając się do mnie jeszcze bardziej, a ja mimowolnie go do siebie przygarnąłem. Nie chciałem mu wybaczyć tego mi zrobił, ale jak mogłem się zachować? Potrzebował mnie teraz. Ech, szkoda, że on nie był przy mnie, gdy to ja go potrzebowałem. Co tam się w ogóle stało?
      - Jjongie, coś ty narobił? - szepnąłem cicho, ponownie rzucając wzrokiem na jego zakrwawioną koszulkę.

***
No, na następny rozdział troszkę sobie poczekacie. Mianhe~! :D Wesołych Świąt i mokrego dyngusa!


4 komentarze:

  1. To jest jakaś katastrofa. Przed chwilą skończyłam czytać twój rozdział, który zakończył się niewesoło, a chwilę wcześniej zdążyłam przeczytać trzynasty rozdział Japońskiego oczka.
    To jakiś obłęd! Czy dzisiaj panuje moda na kończenie rozdziałów w fatalnym stanie jednego z bohaterów? To dla mnie zbyt wiele.

    A tak kończąc mój głupi monolog, to chciałam ci powiedzieć, że uwielbiam twój styl pisania. Jest taki lekki, naturalny, ale zarazem nie pobieżny. Och... Jak dużo bym dała, by potrafić w tak przejrzysty sposób oddać myśli postaci.
    Kapitalny rozdział, naprawdę. Chyba jeden z moich ulubionych. Życzę dużo weny i chęci do dalszego pisania. Bardzo dziękuję za komentarze u mnie.
    Pozdrawiam, Ombre.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak samo jak Ombre. Boże, ludzie, czemu akurat wszyscy dzisiaj musicie pisać takie cholernie smutne rzeczy? ;-;
    Nie jestem w stanie nic konkretnego obecnie z siebie wykrzesać. Umh, to naprawdę mnie zdołowało. ;-;
    Na początku strasznie się na Jonghyuna wkurzyłam. Cholera, on jednak kocha tę sukę? Wae? Kibum jest lepszy z milion razy. D: Po poprzednim rozdziale miałam taką nikłą nadzieję, że ich związek może został ukartowany przez menadżera... Ale w sumie jest prawie na odwrót. Może Jjong przez te trzy miesiące zmądrzeje, wrrr. DD:
    Taeś się obudził! Tym jestem akurat ucieszona! Moje dziecko się budzi. <3 Jestem strasznie ciekawa, co zaszło między nim, a Minho. Kurczę, Aisha, Ty to lubisz trzymać człowieka w niepewności! D:
    Następnie... ksfnsjdkfgbjdsg, płacz, koszula we krwi, zraniona twarz? Wait, co się stało? Co on zrobił? "Pokłóciłem się z Sekyung." Ale że... to JEJ coś zrobił? (W sumie nie miałabym nic przeciwko, ale żeby tak nie wychodzić na sadystkę... XD) Whoa, robi się baaaaaaardzo ciekawie!
    Phew, a teraz jeszcze każesz mi czekać na kolejny rozdział... bezduszne stworzenie... ;____________;
    No ale! Tobie też życzę wesołuch świąt, smacznego jajka i w ogóle mnóstwo miłości. C:
    Pozdrawiam~.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ochote zarżnac Jjonga za jego glupotę! Ile biedny Bummie musi sie przez tego idiotę nacierpiec to masakra. I co on wgl narobil, ze wraca w takim stanie ?!
    Jakie szczęście, ze Minnie sie obudzil. Key go potrzebuje. Jestem cholernie ciekawa co zaszlo pomiedzy 2min, Tae nie chce teraz widziec Minho...
    Pisz szybko ^^
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie Jjonga zdzieliłabym patelnią przez łeb! Dobra, obrał niezła taktykę jeśli chodziło o jego związek Sekyung, ale dlaczego Key przy tym musi tak cierpieć? I ta końcówka?! No jak możesz tak kończyć? Wiem, po raz kolejny o to pytam ^^

    OdpowiedzUsuń