niedziela, 24 marca 2013

[Love make us liars: Rozdział 7] You will never understand my heart.

Tytuł opowiadania: Love make us liars
Rozdział: VII
Tytuł rozdziału: You will never understand my heart.
Paring: Jonghyun x Key (JongKey), paring poboczny: Taemin x Minho (2MIN), Jonghyun x Sekyung (JongKyung)
Ostrzeżenia: brak


     Obudziłem się już w nieco lepszym nastroju. Dzień zapowiadał się naprawdę fantastycznie. Wreszcie pomału nadchodziła wiosna. Za oknem ptaki wyśpiewywały wszystkie swoje emocje, a mi chciało się śpiewać razem z nimi. Miałem naprawdę dobry humor. Wstałem wcześnie, ale zauważyłem, że Jonghyuna już nie ma w swoim łóżku. Wzruszyłem tylko ramionami i poszedłem do łazienki, po drodze zbierając rzeczy do ubrania. Wziąłem szybki prysznic, żeby zmyć z siebie całe to złe nastawienie i zacząć dzień z uśmiechem na twarzy.
     Kiedy zszedłem do kuchni, wszyscy siedzieli przy stole. No prawie wszyscy. Nie było Jonghyuna. Już podejrzewałem gdzie mógł się podziewać. Czyżby Sekyung złamał się paznokieć i potrzebowała kogoś kto pocałowałby ją w rączkę? Na samą tę myśl zaśmiałem się do siebie i przewróciłem oczami. Usiadłem przy stole obok Onew i uśmiechnąłem się pogodnie do wszystkich.
     - Dzień dobry - powiedziałem radosnym głosem. - Jak wam się spało?
     Wszyscy coś niewyraźnie wyszeptali, zbyt zmęczeni, żeby odpowiedzieć mi pełnymi zdaniami. Nabrałem pierwszą lepszą rzecz na talerz i szybko wszystko zjadłem. Nie miałem zamiaru siedzieć cały dzień w domu. Myślałem, że fajnie byłoby gdybyśmy wybrali się gdzieś razem z chłopakami.
      - Hej! Jest taki piękny dzień - zagadnąłem, spoglądając na ich wymęczone miny. - Może przejedziemy się gdzieś?
      - Zapomniałeś już o tym, że Tae jest w szpitalu? - syknął udręczony Minho.
      O matko. Faktycznie o tym zapomniałem. Jak mogłem? Tak bardzo byłem pochłonięty tymi SMSami Jonghyuna, że zapomniałem o młodym w szpitalu. Uderzyłem się otwartą dłonią w głowę i humor od razu trochę mi opadł. Czułem, że nadciągają nade mną ciemne chmury.
       - Przepraszam was - powiedziałem zawstydzony. - W takim razie szybko musimy do niego pojechać. Może powiedzą nam coś o jego wynikach badań.
       Już wstawałem, ale zatrzymał mnie dźwięk zamykanych drzwi i dziewczęcy śmiech. Nie, nie, nie, nie, nie. To jest przecież niemożliwe. Opadłem bezwładnie na krzesło i wtopiłem wzrok w talerz, dźgając widelcem listek sałaty. Był zielony. Zielony jak nadzieja, która jeszcze niedawno kiełkowała w moim sercu ilekroć znajdowałem się blisko Jjonga.
      Uśmiechnięty od ucha do ucha Jonghyun wpadł do kuchni razem z Sekyung przy boku. Trzymali się za ręce. Och, wiele bym dał, żeby ten nóż, który leżał w odległym kącie stołu, mógł znaleźć się w moich palcach. Odciąłbym ich szczęśliwe dłonie, a potem pociachał je na kawałki i nakarmił nimi moje rybki.
      Słyszałem, że Jonghyun coś mówił. Nie usłyszałem wszystkich wyrazów, ale i tak wiedziałem, co ma zamiar nam powiedzieć. Nie musiał nawet tego wypowiadać. "Cześć chłopaki. To jest Sekyung. Mam zamiar polecieć z nią na Majorkę, pobrać się, a następnie spłodzić śliczne skośnookie dzieciaczki. Prawda, że cieszycie się tak bardzo jak ja?"
      Mimowolnie zacząłem dźgać coraz mocniej liść sałaty, który leżał na moim talerzu, aż w końcu rozdarłem go na malutkie i pogniecione kawałeczki. I oto co stało się z moją nadzieją.
      - ... To moja dziewczyna - kontynuował swoją wypowiedź cały rozradowany i zacisnął palce wokół jej dłoni.
      Chłopcy nie okazali jakiegoś wielkiego entuzjazmu, ale ich twarze rozświetlił nerwowy uśmiech. Nagle wszyscy spojrzeli w moim kierunku. Od wejścia Jonghyuna do kuchni nie odezwałem się ani słowem i nawet nie podniosłem głowy. Dalej znęcałem się nad moją sałatą, aż w końcu nie mogłem jej już zobaczyć, bo została pocięta na miliony malutkich kawałków. Biedna nadzieja. Podobno umiera ostatnia. A tam gdzie umiera nadzieja rodzi się nienawiść.
      Podniosłem powoli głowę i spojrzałem na chłopaków siedzących przy stole. Zdawali się zatroskani i jakby martwili się o mnie. Dlaczego tak na mnie patrzyli? Podniosłem talerz i wstałem razem z nim w dłoniach po czym spojrzałem na Jonghyuna z Sekyung. On też wydawał się dziwnie niespokojny. Jakby bał się mojej reakcji. Wyobraziłem sobie jak biorę ten talerz i roztrzaskuję go na twarzy tej dziewczyny. Piękna wizja. Na moich ustach zaigrał niebezpieczny uśmieszek. Bez słowa podszedłem do zmywaka i jeszcze raz spojrzałem na tę parę. Wrzuciłem talerz do środka, tak że rozbił się na małe kawałeczki, a ja z dziką satysfakcją spoglądałem na nie. Kolejny przykład na to, co stało się z moim sercem.
      Na dźwięk rozbitego szkła Sekyung przybliżyła się do Jjonga, a Onew i Minho podskoczyli, wpatrując się we mnie martwym wzrokiem. Po chwili ocknąłem się z lekkiego transu i ruszyłem w kierunku naszej nowej pary. Nie powiedziałem ani słowa. Po prostu po drodze spojrzałem w oczy Jonghyuna, a on mógł wyczytać w nich całą moją nienawiść. Przepchnąłem się pomiędzy nim a drzwiami, uderzając go mocno barkiem w klatkę piersiową i wpadłem na korytarz. Wziąłem pierwszą lepszą kurtkę i zarzuciłem sobie na ramiona. Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że prawie wypadły z zawiasów.
      Nie wiem jak długo błądziłem po Seulu. O dziwo, nikt mnie jeszcze nie rozpoznał, a ja miałem zamiar to wykorzystać. Poszedłem do szpitala. Do Taemina. Wszedłem na jego salę, a widok młodego podpiętego do aparatury załamał mnie jeszcze bardziej. Nagle poczułem wszystkie te stłumione emocje. Wszystkie łzy, których nie wylałem przy Jonghyunie w kuchni, nagle wypłynęły z moich oczu jak wodospad. Opadłem na krzesło przy łóżku maknae i chwyciłem jego dłoń w swoje ręce, kładąc czoło na jego kołdrze. Rozpłakałem się na dobre. Płakałem nad wszystkim. Przede wszystkim nad Tae, ale również, i to w dużej części, nad Jonghyunem. Nad tym, że jest z jakąś głupią dziewuchą, a nie jest świadomy moich uczuć. Ale jak mógłby? Nigdy nie dałem mu żadnego znaku, żadnego powodu, żeby mnie pokochał. Płakałem również nad tym głupim liściem sałaty, którego tak bardzo zraniłem, bo równie mocno ucierpiała moja nadzieja. Nie miałem na nic siły. Wycieńczony płaczem zasnąłem z policzkiem przytulonym do dłoni młodego.
      Kiedy się obudziłem nie wiedziałem gdzie się znajduję. Rozejrzałem się w około i wtedy uświadomiłem sobie, co się wydarzyło. Jednak coś się zmieniło. Ktoś siedział po drugiej stronie łóżka maknae. Jonghyun.
      Teraz podniósł się i spojrzał na mnie wymęczonym wzrokiem, szukając we mnie czegoś... Kogoś z kim mógłby się skontaktować. Wstałem gwałtownie z krzesła i odwróciłem się, idąc w stronę drzwi. Zatrzymał mnie. Jego palce zacisnęły się wokół mojego nadgarstka. Ta sama dłoń niedawno ściskała palce Sekyung. Wyrwałem się mu, ale on odwrócił mnie w swoją stronę, nie pozwalając uciec.
      - Co się wydarzyło dzisiaj rano? - spytał natarczywym głosem. - Dlaczego tak szybko uciekłeś?
      Spojrzałem na niego zszokowany. Gdzie on miał oczy? Był naprawdę tak bardzo głupi? Nie wierzyłem. Idiota. Tylko udaje.
      - Naprawdę jesteś aż tak bardzo ślepy? - popatrzyłem na niego zdenerwowanym i nieco rozbieganym głosem. - Jesteś zbyt głupi, żeby to zrozumieć. Zejdź mi z oczu. Zejdź! - wrzasnąłem i odsunąłem się znacznie od niego. - Od teraz nie chcę cię więcej widzieć, zrozumiano? Wynoszę się z naszego pokoju. Nie wiem u kogo będę spać, ale wiem jedno: Nie chcę cię oglądać częściej niż jest to potrzebne, rozumiesz? Nie istniejesz dla mnie. Nie istniejesz!
      Wykrzyczałem to tak głośno, że pielęgniarki w szpitalu oglądnęły się za nami. Czułem, że w moich oczach wzbierają się łzy. Nie rozpłaczę się przed nim.
      - Bummie, ja... - powiedział zszokowany i wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja odsunąłem się jeszcze dalej.
      - Nie mów tak do mnie. Nie chcę, żebyś odzywał się do mnie częściej niż to konieczne. Odejdź z mojego życia i bądź z nią szczęśliwy!
      Krzyknąłem raz jeszcze i pomału czułem, że gardło odmawia mi posłuszeństwa. To przez łzy. Nie powstrzymałem ich. Polały się po moich policzkach, a ja odwróciłem się od niego i pobiegłem do domu. Zostawiłem go tam samego ze swoimi myślami. Tam, w tym szpitalu, coś się we mnie zmieniło. Nie obchodziło mnie to, że Jonghyun prawdopodobnie zdaje sobie sprawę z tego, co czuje. Miałem to gdzieś. Najważniejsze było to, że nie mogłem znieść jego widoku. Nie potrafiłem się powstrzymać od wykrzyczenia tamtych słów. Może będę ich żałował, ale w tym momencie czułem się względnie szczęśliwy. Nie pozwolę, żeby zatruwał mi życie. Żegnaj Jonghyun, to koniec.
      Gdybym zatrzymał się chwilę potem to byłby i mój koniec. Ledwo nie wpadłem pod samochód. Kierowca zaczął na mnie trąbić, a ja nawet nie odmachałem mu dłonią, bo byłem zbyt owładnięty złymi myślami. Nie wiem w jaki sposób znalazłem się w domu. W jednym momencie byłem w szpitalu, a potem w swoim pokoju. Zacząłem zbierać wszystkie swoje rzeczy i przenosić je do innego pokoju, ciągle gubiąc po drodze łzy. Onew zastał mnie takiego i nawet nie wiedział co powiedzieć. Po prostu stał w drzwiach mojego nowego pokoju zbyt zszokowany, żeby jakoś zareagować. Nikt nie mógł mnie teraz zrozumieć. Oprócz Tae, ale jego teraz nie ma.
      - Mógłbyś mi powiedzieć co się stało? - spytał powoli lider. - Kibum, martwię się o ciebie.
      - Niepotrzebnie. Wszystko jest w najlepszym porządku.
      - Tak? To dlaczego wynosisz się do nowego pokoju, a podłoga wygląda tak jakby ktoś rozlał tutaj wodę?
      Spojrzałem za siebie i nie potrafiłem nic powiedzieć. Przeniosłem już wszystkie rzeczy do swojego pokoju, więc teraz spojrzałem tylko na lidera i uśmiechnąłem się kącikiem ust.
      - To zbyt zagmatwane. Nie zrozumiałbyś. Po prostu zostawcie mnie teraz samego, dobra?
      Po moich policzkach ponownie potoczyły się słone łzy. Onew chciał interweniować, ale zamknąłem mu drzwi przed nosem. Usiadłem pomiędzy rzuconymi na ziemię rzeczami i rozpłakałem się jak małe dziecko. Teraz płakałem tylko i wyłącznie nad sobą. Nad moim bolącym sercem. Naprawdę miałem wrażenie, że za chwile mi pęknie, a ja umrę. Położyłem się na ziemi i łkałem w puchowy dywan, tracąc jakiekolwiek poczucie czasu.

3 komentarze:

  1. Wraz z pierwszym wejściem na twojego bloga, zaintrygował mnie. Do tego stopnia, że zgrałam wszystkie części tego opowiadania na telefon i w nocy, z zapartym tchem czytałam je po kolei.
    Opowiadanie jest napisane tak łatwo i zarazem przyjemnie (ale nie banalnie), że nie da się go nie polubić. I te momenty; pisane z różnych perspektyw. Świetnie.

    Szczególnie podobał mi się ten rozdział. Było w nim dużo akcji, uczuć i tego wszystkiego, co kocham.

    JongKey to mój ulubiony pairing, także to wyjaśnia mój zachwyt. Naprawdę! Jestem zauroczona twoim stylem pisania i samym opowiadaniem.

    Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam chyba trzy razy i za każdym razem nad tym płaczę, ehh... Tak bardzo żal mi Bummiego. Chciałabym go mocno przytulić, powiedzieć, że będzie dobrze... Bo biedaczkowi wszystko zwala się na głowę. ;c Minnie w śpiączce przez głupiego Minho, Key ma doła z powodu jeszcze głupszej Sekyung... (nie znoszę jej, naprawdę. x_x)
    Ale ogółem cała ta sprawa jakoś mi się nie podoba. Coś jest nie tak. Mianowicie mam na myśli tego całego menadżera. Czemu mam wrażenie, że to on ma coś wspólnego z nowym związkiem Jjonga? Hmm, nie wiem, nie wiem... Bo w sumie był szczęśliwy, jak o tym mówił innym Szajniakom. Uhm. No to mam kolejną zagadkę do wyjaśnienia. ;-;
    Baardzo podobało mi się to porównanie nadziei do sałaty, wiesz? xD Jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie czytałam i jestem naprawdę miło zaskoczona. ^^ No i fakt, biedna nadzieja Kibuma. Mam nadzieję, że tak naprawdę go nie znienawidzi, że wszystko się dobrze skończy... bo tak będzie, prawda? Proooszę, zrób happy end, błagam, bo się załamię inaczej. ;_________;
    Masz super styl, taki, jaki się czyta z dziką łatwością - nie nudzi, ale wciąga, wszystko jest zrozumiałe i dopięte na ostatni guzik. Brak chaosu w zdaniach, co lubię.
    Pisz szybciutko następny part! Nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam i mnóóóstwo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, porównanie nadziei do sałaty też mnie oczarowało *.* Key prawie został rozjechany przez samochód, potem wyniósł się z ich wspólnego pokoju, jeszcze wcześniej ten wybuch złości na Jjonga... I bardzo dobrze, że to wszystko powiedział, chociaż tak naprawdę konkretów tam nie ujął... Ugh, wciąż nienawidzę tej dziewczyny, no po prostu nienawidzę! Wciska się z tyłkiem między dwóch chłopaków i myśli, że jest fajna -.-

    OdpowiedzUsuń