sobota, 9 marca 2013

[Love make us liars: Rozdział 4] Do you trust me?

Tytuł opowiadania: Love make us liars
Rozdział: IV
Tytuł rozdziału: Do you trust me?
Paring: Jonghyun x Key (JongKey), paring poboczny: Taemin x Minho (2MIN)
Ostrzeżenia: brak


     Kibum przez chwilę mi się opierał, ale zmusiłem go do ciepłego ubrania się, bo na zewnątrz było naprawdę mroźno. Śnieg cały czas pokrywał niemal cały Seul, a ja nie chciałem, żeby chłopak się przeziębił. Pomogłem mu ubrać kurtkę, a ten stanął w miejscu i zaczął się we mnie wpatrywać.
     - Gdzie mnie znowu porywasz? - burknął w moim kierunku, ale można było wyczuć w jego głosie zainteresowanie.
     Westchnąłem cicho i zabrałem swój szalik po czym obwiązałem nim szyję Kibuma, pilnując, żeby się nie przeziębił przez odkryte gardło. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to mój szalik jest na jego szyi, jednak nie miałem siły już go ściągać. Zaśmiałem się cicho i wziąłem jego szalik, zawijając się nim.
     - Masz zamiar mi powiedzieć? - warknął cicho po czym wytrzeszczył oczy. - Ej! To mój szalik. Nie możesz go...
     Następnie popatrzył na swoją szyję i zobaczył, że ma na niej mój szalik, więc od razu zasznurował usta. Miał ochotę go zrzucić, ale powstrzymałem go ruchem ręki i spojrzałem na niego, uśmiechając się tajemniczo.
     - Mówiłem, że to niespodzianka.
     Przewrócił oczami, a ja zacząłem się śmiać po czym chwyciłem go za nadgarstek i wyprowadziłem z domu. Przed drzwiami czekało na nas auto. Oczywiście nie mogliśmy się nigdzie poruszać bez odpowiedniej obstawy, gdyż zdarzały się namolne fanki, które potrafiły nas dręczyć przez cały wypad na miasto. Usiedliśmy na tylnych siedzeniach, na tych samych, na których siedzieliśmy w drodze powrotnej z koncertu.
     Pomysł z zabraniem Kibuma do miasta oczywiście został wymyślony przeze mnie, jednak to menadżer miał tutaj najwięcej do powiedzenia. Oczywiście mieliśmy teraz czas wolny, bo po koncercie zawsze było trochę luźniej, ale on musiał zastanowić się czy to dobrze wpłynie na nasz wizerunek. Widocznie stwierdził, że to mu się opłaci, bo zgodził się na wyjazd. Przełknąłem głośno ślinę na myśl o tym co czeka na nas na miejscu.
     Jazda samochodem upłynęła nam na zwykłej rozmowie. Nie wspominał nic o tym, co wydarzyło się dzisiaj nad ranem, chociaż byłem bardzo ciekawy. Zauważyłem również, że jego humor się poprawił. Tae wyraźnie wywiązał się ze swojego zadania, bo Kibum wyglądał jakby ktoś zdjął mu duży ciężar z serca. Stłumiłem uczucie zazdrości pulsujące w sercu.
     Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Key jeszcze nie wiedział co się szykuje i bardzo dobrze. W końcu niespodzianka to niespodzianka. Gdy tylko odsunęliśmy drzwi samochodu uderzyły nas błyski fleszy. Przecież menadżer obiecał nam prywatność i brak kamer! W tym momencie myślałem, że go uduszę przy najbliższym spotkaniu. Nie byłem jeszcze gotowy. Teraz nie mogłem już nic zrobić, więc tylko westchnąłem cicho i chwyciłem Kibuma za rękę. Ten od razu odskoczył ode mnie i popatrzył jak na idiotę.
      - Co ty wyrabiasz? - syknął ze złością.
      Nie odpowiedziałem nic tylko ponownie sięgnąłem po jego dłoń i zacisnąłem swoje palce wokół jego, wychodząc razem z nim z auta. Dziennikarze od razu zaczęli zadawać nam pytania, a flesze niemal sprawiły, że oślepłem. Na nic nie odpowiadaliśmy i po prostu parliśmy do przodu, a nasz ochroniarz odsuwał od nas tych trochę bardziej namolnych dziennikarzy. Key cały czas chciał wyrwać moją rękę ze swojej i w końcu mu się to udało. Niestety nie odszedł ode mnie za daleko, bo momentalnie objąłem go dłonią w pasie i przyciągnąłem do siebie, jakbym chciał obronić go od tych wszystkich kamer. Był wyraźnie zły. Widziałem, że cały czas zastanawia się co ja wyrabiam. W końcu udało nam się przedrzeć na ogrodzony teren, gdzie już nikt nas nie słyszał i nie widział. Key od razu to wykorzystał i odepchnął mnie od siebie po czym uderzył mnie dłonią w ramię.
      - Co ty wyprawiasz?! - krzyknął mi w twarz. - Nie rozumiesz, że takich rzeczy nie robi się przy kamerach? Lada chwila, a będziemy na językach całej Korei. O niczym innym nie będzie się mówić tylko o tym, że chodziliśmy sobie za rączkę. Może nasi fani są tolerancyjni, ale coś takiego to jest już przesada!
      - Key, uspokój się - powiedziałem do niego cicho i wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, a on ją odepchnął. - Chciałem, żebyśmy trzymali się razem, żeby ci reporterzy nie dorwali któregoś z nas osobno, bo na pewno zjedliby nas. Naprawdę tak cię zdenerwowało to, że przez chwilę potrzymałem cię za rękę? Dobra, w takim razie od teraz może nie powinienem w ogóle się do ciebie zbliżać?
      Pod koniec już nie wytrzymałem i krzyknąłem do niego. On zawsze robił problem z niczego. Widać, że przez chwilę zrobiło mu się głupio. Schował twarz w dłonie i odetchnął głęboko po czym ponownie spojrzał na mnie.
     - Okej, przepraszam - powiedział szybko. - Jestem chyba trochę zdenerwowany tą całą presją ze strony menadżera. Zapomnijmy, okej?
     Wzruszyłem ramionami i lekko kiwnąłem głową na co on uśmiechnął się do mnie lekko.
      - To może chodźmy zobaczyć tę niespodziankę, hm?
      Key wyglądał jakby całkiem o tym zapomniał, ale skinął słabo głową i już chciał ruszyć, ale powstrzymałem go ruchem dłoni. Wyciągnąłem z kieszeni opaskę na oczy na co Kibum wybuchnął śmiechem.
      - Co się śmiejesz? - odparłem rozbawiony. - Miała być niespodzianka, więc nie możesz nic widzieć. Chodź tu, muszę ci ją związać.
      Ze śmiechem na ustach obrócił się tyłem do mnie, a ja założyłem mu opaskę na oczy i zawiązałem z tyłu głowy. W tym momencie miałem ochotę przytulić go do siebie, ale musiałem się szybko otrząsnąć z tych myśli. Tym razem chwyciłem go pod ramię i zacząłem prowadzić do celu. Ciągle dawałem mu komendy w stylu: "uważaj stopień", "ej, ściana!" albo "nie, nie możesz jej ściągnąć z oczu". Wyszliśmy z małego budynku prosto na duży plac prawie w całości pokryty śniegiem. Tylko jeden kształt odbijał się na jego tle. Samolot.
      Ściągnąłem mu opaskę z oczu i pozwoliłem popatrzyć na to, co nas czeka. Zaczął się wycofywać. Spodziewałem się takiej reakcji, więc objąłem go od tyłu i zacząłem iść razem z nim w kierunku samolotu.
      - O nie, nie, nie! - zawodził cicho. - Nie chcę tam wsiadać. Mam lęk wysokości.
      - To się bardzo dobrze składa, bo ja również - odpowiedziałem ze śmiechem. - Daj spokój. Będzie fajnie. Chodź i nie uciekaj!
      Zaciągnąłem go do samolotu, a razem z nami wsiadł instruktor. Key nawet nie wiedział, że szykuje się coś więcej niż tylko lot samolotem. Mężczyzna pomału zaczął nam wyjaśniać jak zakładać strój i za co pociągnąć, żeby uwolnić spadochron. Jak tylko Kibum usłyszał słowo spadochron wpadł w paranoję. Zaczął się wyrywać i mówić, że nie chce. Ja tylko cały czas trzymałem go za ramiona i teraz spojrzałem mu uważnie w oczy.
     - Bummie, brakuje nam trochę zaufania, zauważyłeś? - mówiłem do niego, żeby odwrócić uwagę od tego, że samolot zaczął się wznosić. - Musisz mi teraz zaufać. Jeśli zaufasz mi w tym locie to już nic nie stanie przeciwko nam, rozumiesz?
     Uśmiechnąłem się do niego, a on nieprzytomnie poruszył głową zbyt owładnięty strachem, żeby móc coś jeszcze powiedzieć.
     - Rozbieraj się - powiedziałem do niego, na co on zareagował dziwną miną. - O kurcze, to znaczy musimy się ubrać w te ubrania do skoku.
      Posłuchał mnie i za jakiś czas siedzieliśmy ubrani w specjalne ubrania do skoków ze spadochronu. Skakaliśmy we dwoje, więc przypiąłem Key do siebie. Mieliśmy już wszystko, czyli spadochron, na miejscu, więc za chwilę mieliśmy skakać. Usłyszałem jak Kibum zaczyna szybko oddychać.
     - Boję się - powiedział słabo.
     - Spokojnie, jestem tutaj - powiedziałem kojąco. - Nic ci się nie stanie.
     Przełknął głośno ślinę, a ja sięgnąłem po jego dłoń, a tym razem to on zacisnął swoje palce wokół moich. W moim sercu rozlało się ciepłe uczucie. Bliskość jego ciała wywoływała na mnie zbyt duże wrażenie i bałem się, że za chwilę przestanę się kontrolować. Na szczęście w tym momencie instruktor dał nam znać, że możemy skoczyć. Kibum jeszcze chwile się przed tym bronił, ale ja odepchnąłem nas i wyskoczyliśmy ze spadochronu, a nasz instruktor zaraz za nami.
      Key zaczął strasznie krzyczeć, a ja tylko roześmiałem się. Chwyciłem obydwie jego ręce i rozłożyliśmy je, pozwalając, żeby wiatr kierował nami. Opadaliśmy z naprawdę wielką szybkością, jednak nie było to nieprzyjemne uczucie. Czułem się wolny i pierwszy raz w życiu byłem bezgranicznie szczęśliwy.
      Nasz lot nie trwał długo. Wypuściłem spadochron, który pociągnął nas mocno do góry, a potem zaczęliśmy powoli opadać ku ziemi. Kibum wbił się plecami w moją klatkę piersiową i dopiero po kilku momentach nakłoniłem go, żeby otworzył oczy. Rozejrzał się, a w jego oczach pojawiła się fascynacja. Ja również byłem bardzo szczęśliwy. Wiedziałem, że nie zapomnę tego lotu do końca życia. Mimo tego, że nie byłem zwolennikiem sportów ekstremalnych to ten skok mi się spodobał. Ale nie powtórzę go nigdy więcej.
     Wylądowaliśmy niedługo potem na ziemi: ja na plecach, a Kibum na mnie. Odwrócił się w moim kierunku i razem zaczęliśmy się śmiać. Po chwili odpiąłem go od siebie, a on opadł na śnieg koło mnie i przez chwilę leżeliśmy tak, spoglądając w niebo.
     - Dziękuję - powiedział wesołym głosem. - Dziękuję, że mi to pokazałeś.
     Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się ciepło, nie mogąc w tej chwili wydobyć z siebie żadnego słowa. To przeżycie zaparło mi dech w piersiach. Dopiero po kilku minutach podniosłem się do pozycji siedzącej, bo zrobiło mi się naprawdę zimno. Key również się trząsł, jednak nic nie było w stanie zetrzeć uśmiechu z jego warg. Byłem szczęśliwy. Uśmiechał się dzięki mnie i temu, co dla niego zrobiłem. To było fantastyczne uczucie.
      Wstałem szybko i otrzepałem się ze śniegu po czym podałem mu dłoń. Razem szybko poszliśmy w kierunku pobliskiego budynku. Tam szybko pozbyliśmy się spadochronowych ubrań i względnie się ogarnęliśmy. Key ubolewał, że nie może zobaczyć siebie w lustrze, którego tam nie było, więc to ja musiałem się sprawdzić w roli stylisty. Podszedłem do niego i zacząłem mu poprawiać włosy, ciągle śmiejąc się z jego rozczochranej głowy i zaróżowionych policzków. Dopiero po kilku minutach wyszliśmy z budynku i wróciliśmy do auta. Oczywiście po drodze znowu czatowali na nas reporterzy. Tym razem to Key przysunął się bliżej mnie, tak żebym mógł w jakiś sposób odgrodzić go od ciekawskich spojrzeń. Wsiedliśmy razem do auta i przez jakiś czas jeszcze wspominaliśmy nasz skok z wypiekami na twarzy. Było dobrze, bo 13, gdy znaleźliśmy się w samochodzie, więc szybko wracaliśmy do domu, żeby reszta zespołu nie zjadła bez nas obiadu.
      Wróciliśmy do domu z ciągle świeżą wizją skoku w pamięci i szybko weszliśmy do kuchni. Onew i Minho krzątali się przy garnkach, a na nasz widok zatrzymali się zdziwieni. Musieliśmy wyglądać co najmniej dziwnie: z zaróżowionymi policzkami, błyszczącymi oczami i zmierzwionymi włosami.
      - Co wy... - zaczął Onew po czym machnął ręką. - Nieważne, opowiecie nam po obiedzie.
      - Gdzie jest Tae? - usłyszałem w głosie Kibuma troskę i lekki strach.
      Onew i Minho popatrzyli na siebie wzorkiem, który mówił: "Ty im powiedź. Nie, ty!" Po chwili Minho westchnął głośno i wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku.
      - T-tae - zająknął się i przełknął głośno ślinę. - Zamknął się w pokoju, bo... Eee, nie wiem.
      Widziałem, że Kibum był zdenerwowany - mało powiedziane, mega zdenerwowany. Niemal ciskał gromami z oczu w stronę Minho.
      - Coś ty mu znowu zrobił?! - krzyknął i wybiegł w kierunku pokoju Taemina.
      Chciałem za nim pobiec, ale poczułem, że dzwoni mi telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i gdy zobaczyłem na wyświetlaczu informację "Menadżer" przełknąłem głośno ślinę, przeprosiłem kolegów i wyszedłem z kuchni, stając w korytarzu. Drżącymi dłońmi odebrałem telefon i usłyszałem jego głos:
      - Bardzo dobrze się spisałeś, Jonghyun. Wszyscy są pod wrażeniem waszego skoku z Kibumem. Oby tak dalej, jestem z ciebie zadowolony.
      Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo rozłączył się tak szybko jak zadzwonił. Próbowałem jeszcze kilkakrotnie się do niego dodzwonić, ale nie dobierał. Idiota. Nienawidziłem go za to wszystko, co kazał mi robić. Miałem ochotę zadzwonić do niego jeszcze raz, ale wtedy usłyszałem krzyk. Dobiegał z pokoju Taemina.

3 komentarze:

  1. Idiota z tego menadżera -.-
    Jak slodko, ze Jongie zabral Bummiego na ten skok ze spadochronem xd chcialabym, zeby juz byli razem :) ale uwazam, ze Jong powinien powiedziec Key o rozmowie z menadzerem...
    Blaaagam zeby nix nie bylo Minniemu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuniu, skok ze spadochronem. *^* Normalnie MARZĘ, żeby kiedyś właśnie tak zrobić. To pewnie byłoby świetne uczucie... Chociaż też mam lęk wysokości, jak Bummie. Eh. Trudne życie. XD
    Cieszę się, że Ki jakoś nabiera zaufania do Jjonga, choć... BOOOZIU, przeszły mnie ciarki po plecach, gdy przeczytałam ostatnie zdania. Ale ciota z tego menadżera, no rany... Co on kombinuje? D: sfjskdbf, mknę dalej, wciągnęłam się strasznie. *^*

    OdpowiedzUsuń
  3. Na miejscu Key chyba bym zemdlała i w ten oto sposób przegapiłabym skok ze spadochronem XD Ale przyznam, że Jjong miał genialny pomysł odnośnie tej niespodzianki, tego się nie spodziewałam. Bardziej myślałam, że wyciągnie go na zakupy czy do restauracji, a tu proszę... Oryginalność górą! ^^ ale z końcówką to przesadziłaś, tak nie można kończyć :c

    OdpowiedzUsuń