niedziela, 12 maja 2013

[Love make us liars: Rozdział 12] I lied for you.

Tytuł opowiadania: Love make us liars
Rozdział: XII
Tytuł rozdziału: I lied for you.
Paring: Jonghyun x Key (JongKey), paring poboczny: Taemin x Minho (2MIN)
Ostrzeżenia: kilka nieatrakcyjnych słów
Rozdział pisany przy: Sleepless Night

Od autorki: To chyba najdłuższy part, jaki do tej pory napisałam. Wiem, że miałam go dodać wczoraj, ale tak dużo się działo, że nie miałam okazji go dokończyć. Pisałam to do późna w nocy i zasnęłam przy komputerze, a i tak nie napisałam całości. Potem przecież musiałam to jeszcze sprawdzić, bo nie chciałam dodać takiego beznadziejnego w Wasze ręce. Długo się zbierałam do tego rozdziału, bo to opowiadanie bardzo pokochałam, więc chciałam, żeby było jak najlepsze. Wydaje mi się, że to chyba będzie przedostatnia część Love make us liars. Za dwa tygodnie pojawi się ostatni part... :c Na razie zapraszam Was do czytania i przepraszam za jakiekolwiek skutki uboczne po przeczytaniu tego rozdziału. 



     Nie wiem co reszta grupy nagadała Minho, ale od kilku dni w ogóle się do mnie nie odzywał. Nie chodziło to, żeby mi to przeszkadzało... Chociaż przeszkadzało, bo mimo tego, że wyrządził mi taką krzywdę, to i tak nie potrafiłem wyrzucić go ze swojego serca. Widziałem, że unikał mnie wzrokiem i kompletnie ignorował przy każdej próbie koncertu, który w końcu ma się odbyć za trzy dni. Wyglądał jakby wstydził się tego, co mi zrobił. Wreszcie poszedł po rozum i zrozumiał swój błąd, ale... Tęskniłem za nim. Może to głupie, ale brakowało mi tych naszych przyjacielskich sprzeczek, wypraw do sklepu po mleko bananowe, a teraz... Zepsułem naszą przyjaźń przez to szczeniackie uczucie.
     Stanowczo myślałem zbyt dużo na ten temat. Musiałem wyjść na zewnątrz, żeby nabrać świeżego powietrza, które oczyściłoby mój mózg z tych wszystkich negatywnych myśli. Za dużo się zamartwiałem, a to przecież nie była moja wina. To przecież Minho zawinił. To on mnie zgwałcił. Ja tylko kochałem go jak głupi i nawet teraz byłbym w stanie mu to wszystko wybaczyć. Rozum podpowiadał mi, że powinienem go nienawidzić, jednak serce wiedziało swoje i ciągle wyrywało mi się z piersi, gdy go widziałem.
     Zaprzątnięty rozmyślaniem wyszedłem z pokoju i trzasnąłem trochę zbyt głośno drzwiami. Była już noc, więc miałem nadzieję, że reszta zespołu smacznie śpi. Musiałem pobyć sam, z dala od tych czterech ścian, które wywoływały we mnie uczucie klaustrofobii.
     Zszedłem cicho po schodach na dół, o mało nie przewracając się w ich połowie, gdyż leżały na ich kapcie w kurczaki, które należały do Onew. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i ustawiłem je we właściwej pozycji po czym zszedłem na sam dół i zauważyłem zapaloną lampkę w salonie. Zmarszczyłem subtelnie brwi i przekrzywiłem głowę w prawą stronę, a moje nogi same poniosły mnie w kierunku tego pomieszczenia.


     Gdy wszedłem do niego zobaczyłem, że na kanapie rozsiadł się Minho. Siedział z półprzymkniętymi oczami, a dłonie przykładał do czoła. Wyglądał na zamyślonego, ale jednocześnie przybitego. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, chociaż moje głupie serce prosiło mnie o coś innego - chciało natychmiast do niego podejść i zetrzeć ten smutek z jego przystojnej twarzy.
     Już miałem się wycofywać, jednak w tym samym momencie Minho mnie zauważył i wyprostował się, obrzucając mnie bacznym spojrzeniem. Na jego twarzy wymalowało się jednocześnie szczęście jak i smutek, które walczyły z zawstydzeniem.
     - Minnie... - szepnął cicho i podniósł się z kanapy, a ja odruchowo zrobiłem krok w tył.
     Gdy tylko zobaczył mój gest, westchnął z rozdrażnieniem i rozczochrał dłonią i tak już roztrzepane włosy. Ja stałem tam po prostu i patrzyłem na niego wielkimi ze strachu oczami. Ale przed czym to był strach? Przed nim czy przed moimi własnymi uczuciami?
     - Taemin - jego głos brzmiał bezradnie, a wzrok był lekko rozbiegany - przepraszam. Nie miałem okazji, żeby ci to powiedzieć. To wtedy... To nie byłem ja. Nie chciałem tego zrobić. Ja nigdy...
     - Dlaczego to zrobiłeś? - powiedziałem zadziwiająco opanowanym głosem, który był twardy jak stal. - Dlaczego to wszystko do mnie powiedziałeś? Naprawdę moje uczucia nic dla ciebie nie znaczą?
     Mogłem wyglądać spokojnie, ale myślałem tylko o tym, jak zapanować nad sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem. Moje uczucia mnie przerastały. Bądź co bądź, Minho był moją pierwszą miłością - dodatkowo fakt, że zakochałem się w chłopaku przytłaczał mnie podwójnie.
     - Nie, ja... - westchnął bezradnie i schował twarz w dłonie, oddychając głęboko.
     - Rozumiem. Po prostu... Zapomnij o tym, co powiedziałem. Zapomnij też o mnie. - Odpowiedziałem ostrym głosem i skierowałem się w stronę wyjścia.
     Byłem już w połowie drogi do drzwi, ale wyraźnie słyszałem za sobą kroki Choi. Po chwili dogonił mnie i chwycił za nadgarstek, przekręcając w swoją stronę, tak że musiałem teraz spoglądać w jego twarz.
     - Puść mnie - powiedziałem nieco głośniej niż zamierzałem. Dalej nienawidziłem ludzkiego dotyku, jedynie Key mógł to robić. Tylko jemu ufałem. Mimowolnie zacząłem się szarpać z jego uścisku, ale on go tylko wzmocnił i unieruchomił mnie swoimi ramionami, którym oplótł mnie w talii.
     - Tae, wysłuchaj mnie, proszę cię - szepnął cicho. Jego ciepły oddech owionął moją twarz, tak że na dłoniach wystąpiła mi gęsia skórka. - Jeśli nie uwierzysz mi w to, co powiem, to pozwolę ci odejść. Ale wysłuchaj mnie. O nic więcej cię nie proszę.
     Przez chwilę w ciszy studiowałem jego twarz, którą widziałem w nikłym świetle żarówek. Wysunąłem się z jego uścisku i stanąłem w bezpiecznej odległości, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. Minho chyba zrozumiał, że nie mam zamiaru pozwolić mu podejść bliżej, więc zaprzestał starań o dotarcie do mnie.
     Patrzył na mnie w skupieniu, a w jego oczach mogłem dotrzeć smutek wymieszany z tęsknotą. Członkowie zespołu uważali, że potrafię najlepiej odczytać ludzkie emocje, a dla mnie była to czynność, którą wykonywałem nieświadomie. Zawsze potrafiłem określić czy ktoś jest smutny, czy wesoły - teraz twarz i oczy Choi wyrażały to pierwsze.
     - Naprawdę tego nie chciałem - zaczął powoli, cały czas bacznie mnie obserwując, tak jakbym mógł mu za chwilę uciec. - To wszystko przez ten głupi alkohol, który...
      - Alkohol nie usprawiedliwia twojego zachowania! - krzyknąłem mu w twarz. - Myślisz, że przyjdziesz do mnie i zwalisz wszystko na to, że byłeś pijany, a ja ci wybaczę jakby nie stało się nic złego?! Choi, ty nie rozbiłeś bezmyślnie po pijaku wszystkiego w domu, ale rozpierdoliłeś mnie wewnętrznie, rozumiesz?! Przez ciebie boję się własnego cienia, a teraz masz czelność mówić mi, że to wszystko wina głupiego alkoholu. Nie, to tylko i wyłącznie twoja wina! To ty nie potrafiłeś...
     Darłbym się tak jeszcze w nieskończoność, ale Choi zmniejszył między nami odległość i zamknął te wszystkie wyrzuty w moich ustach swoimi wargami. Przygarnął mnie mocno do siebie i scałował całą moją złość swoimi ustami. Przez chwilę stałem sztywno, jednak po chwili zacząłem się coraz bardziej rozluźniać. Pocałunki Minho nie były natarczywe, ale delikatne. Tak jakby bał się, że za chwilę mogę rozlecieć mu się w ramionach, jeśli dobrze mnie nie utrzyma i nie będzie obchodził się ze mną spokojnie.
      Jeszcze niedawno byłbym najszczęśliwszym chłopakiem na świecie, gdybym poczuł jego usta na swoich. Teraz myślałem zarówno o radości, jak i o tym, co mi zrobił. Pod zamkniętymi powiekami przebijały się obrazy z tamtej pamiętnej nocy, a moje oczy mimowolnie zaczęły produkować łzy, które zmoczyły moje policzki. Minho chyba to zauważył, bo oderwał się lekko od moich ust i zaczął całować moją skórę w miejscach, w których zmoczyły ją łzy.
     - Scałuję każdą łzę z twojej twarzy, Minnie - powiedział do mnie cicho. - Nie pozwolę na to, żeby ponownie wywołało je moje zachowanie bądź zachowanie kogoś innego. Nie chciałem cię zranić, nie kontrolowałem się.
     Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w jego tęczówki. Sam nie wiedziałem, co mam czuć. Radość biła się z nienawiścią i smutkiem, a ja byłem gdzieś po środku i starałem się to wszystko jakoś zrozumieć.
     - Nie ufam ci - powiedziałem równie cicho. - Nie po tym, co mi zrobiłeś.
     Te słowa wywołały zdziwienie pomieszane ze smutkiem na jego twarzy. Wysunąłem się z jego objęć, oddalając się o kilka kolejnych kroków. Czułem, że wraz z nimi otwiera się między nami jeszcze większa przepaść. Sięgałem po klamkę, gdy ponownie usłyszałem jego głos:
     - Kocham cię - szepnął, a kiedy odwróciłem się w jego stronę powtórzył to głośniej. - Kocham cię, rozumiesz? Zdobędę twoje zaufanie, Minnie. Nauczę cię ponownie kochać, obiecuję. Tylko daj nam szansę, a ja obdaruję cię taką miłość, o której zawsze marzyłeś.
     Patrzyłem w niego z rozszerzonymi źrenicami, zbyt poruszony, żeby móc zrobić jakikolwiek ruch. Takich słów nie mówi się ot tak sobie do pierwszej lepszej osoby. Starałem się wniknąć w jego tęczówki, ale ten jeden raz nie mogłem rozszyfrować jego wzroku. Ciągle pozostawał dla mnie zagadką. 
     Wszystko aż tłukło się we mnie i potrzebowało jakiegoś ujścia, a najlepiej w postaci znalezienia się w jego ramionach. Otworzyłem usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Co miałbym mu powiedzieć? Że mimo wszystko go kocham? Że wybaczam mu to, co mi zrobił?
     Zamiast powiedzieć tego, co chciałem, powiedziałem to, co powinienem:
     - Nie, nie ma żadnych "nas", Choi - odpowiedziałem zadziwiająco spokojnym i stanowczym głosem.
     I wyszedłem z domu, chociaż cały mój organizm aż błagał o to, żeby wrócić do niego i pozwolić mu naprawić swoje błędy. To koniec. W tej chwili nie ma już żadnych "nas". Może kiedyś coś takiego istniało, ale nie miałem zamiaru dłużej ciągnąć tego chorego uczucia. Ten jeden jedyny raz, rozum wygrał z sercem, które rozleciało się przed drzwiami w holu.

***

     Jutro wieczorem miał się odbyć nasz koncert. Wreszcie mieliśmy pokazać się z tej silnej strony i udowodnić naszym fanom, że wbrew wszystkim plotkom dalej stanowimy jeden zgrany zespół. Śpiączka Taemina, moje kłótnie z Jonghyunem oraz kariera filmowa Onew - przez to nasi fani twierdzili, że zespół się rozpada, jednak wcale tak nie było. To wszystko tylko dodatkowo nas wzmocniło. Jesteśmy bardziej zgrani niż byliśmy wcześniej... A przynajmniej tak mi się wydawało.
      Dzisiaj mieliśmy mieć próbę generalną przed koncertem, w końcu zostało już naprawdę mało czasu, a my chcieliśmy mieć wszystko opanowane do perfekcji. Ten występ miał promować nasze dwie nowe płyty - Dream Girl oraz Why so serious, ale zdecydowaliśmy razem z menadżerem, że zaśpiewamy jeszcze kilka starszych kawałków. Zarówno nasi fani, jak i my je kochaliśmy.
      Przymiarka strojów jak zwykle nastręczyła nam najwięcej problemów. Ja nie mogłem dopuścić do tego, żeby ubrali nas jak strachy na wróble, więc cały czas kłóciłem się ze stylistkami, które miały mnie już szczerze dość. Po wybuchu złości ze strony jednej z nich, Jonghyun musiał wyprowadzić mnie z pokoju.
     - Bummie... Mógłbyś chociaż raz pozwolić im pracować? - powiedział do mnie cicho i prowadził przed sobą, trzymając za ramiona.
     - Nie moja wina, że nie znają się na swojej robocie - odburknąłem dalej zdenerwowany. - Kto to widział, żeby stylistki nie potrafiły nas ubrać? Widziałeś w ogóle, co chciały na nas założyć? Nigdy w życiu bym w tym nie wystąpił.
     Mój chłopak tylko parsknął śmiechem i zrównał się ze mną krokiem, obejmując mnie dłonią w pasie i prowadząc w kierunku sceny, na której mieliśmy zrobić próbę. Spojrzał na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami i odgarnął mi włosy z twarzy. Na jego twarzy wykwitł słodki uśmiech, który tak dobrze znałem - kąciki malinowych ust (o tak, zdążyłem dobrze poznać ich smak) zgrabnie uniesione, dołeczki w policzkach oraz zwężone oczy, wokół których pojawiały się malutkie zmarszczki.
      - Skarbie, po prostu to jakoś wytrzymaj. Już jutro wystąpimy na koncercie i nie będziesz musiał patrzyć na ich nieprofesjonalizm aż do kolejnego występu - odpowiedział swoim aksamitnym głosem. - Złość piękności szkodzi.
      Przysunął się do mnie i poczułem dotyk jego warg na swoim rozpalonym od złości policzku. Przewróciłem tylko teatralnie oczami, jednak na moich ustach momentalnie zakwitł szeroki uśmiech. Jjong zawsze potrafił sprawić, że się uśmiechałem.
     Wyszliśmy na scenę, a ja pierwsze co zauważyłem to, to, że każdy z członków zespołu stał w innym miejscu, tak jakby starali się jak najbardziej od siebie oddalić. Może jednak w mediach mówili prawdę? Może nawet nie zauważyliśmy tego, jak przed naszymi oczami SHINee zaczęło się rozsypywać? Westchnąłem przeciągle i wyswobodziłem się z uścisku Jonghyuna, kierując wzrok od Minho do Taemina, od Taemina do Onew i z powrotem. Jjong też to zauważył i przybrał podobny wyraz twarzy co mój.
      - Co się z nami stało? - szepnąłem cicho, mając na myśli cały zespół. - Oddaliliśmy się od siebie. Każdy z nas ma teraz swoje własne priorytety i prawie nic nas nie łączy. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy ze sobą? Kiedy mówiliśmy o tym, co działo się w naszym życiu? Nawet nie wiem czy Taemin wytłumaczył sobie wszystko z Minho i jak ma się kariera filmowa Onew.
      - Masz rację - odpowiedział smutnym głosem Jonghyun. - Nie jesteśmy już tym samym SHINee co wcześniej. Za dużo się zmieniło. Zbyt wiele rzeczy nas poróżniło.
      Odwróciłem głowę w jego kierunku i oparłem czoło na jego ramieniu, przymykając oczy i pozwalając, żeby objął mnie ponownie. Wziąłem głęboki oddech, starając się powstrzymać łzy, które napływały do moich oczu. Nie chciałem, żeby to wszystko się tak skończyło. Nie mogło. Po tym wszystkim co przeszliśmy, mieliśmy tak po prostu się rozpaść? To nie miało sensu.
     - No, chłopcy! Czas zacząć próbę! - usłyszałem energiczny głos naszego menadżera i momentalnie odskoczyłem od Jonghyuna. Menadżer o niczym nie wiedział. Nie wiem, jak długo mieliśmy zamiar z Jonghyunem ukrywać przed nim fakt, że jesteśmy razem.
     Mężczyzna minął nas i obdarzył Jjonga dziwnym spojrzeniem. Widziałem, że na jego ustach grał lekki uśmiech, a w oczach czaiły się podejrzane błyski. Powróciłem wzrokiem do Jonghyuna i zauważyłem, że nagle spiął się i stał się niepokojąco zdenerwowany. Raz po raz zaciskał dłonie w pięści i rozluźniał je. Mimowolnie sięgnąłem dłonią w jego kierunku i położyłem ją na jego ramieniu.
      Reszta zespołu obdarzyła menadżera wymęczonym spojrzeniem, ale wszyscy posłusznie zebraliśmy się wokół niego. Wydawał się tak zaślepiony możliwością szybkiego zysku, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się z naszym zespołem.
      - Już jutro wieczorem odbędzie się wasz comeback, chłopcy - oznajmił rozradowanym głosem. - Musicie dać z siebie wszystko. Macie pokazać wszystkim, że ciągle jesteście silni i nic was nie załamie. Pomimo tych wszystkich plotek na wasz temat... Musicie udowodnić, że jest inaczej, jasne?
      A co jeśli media mają rację?, pomyślałem mimowolnie, jednak posłusznie skinąłem głową i pozwoliłem na to, żeby próba się zaczęła.
     Przez kolejne cztery godziny ćwiczyliśmy układy do nowych piosenek i przypominaliśmy sobie stare kawałki. Moje ciało było tak wyuczone wszystkich choreografii, że pewnie, gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy i włączył Lucifer bądź Ring Ding Dong to od razu zacząłbym poruszać się według rytmu odpowiednimi krokami. Jak zwykle przetestowaliśmy też oświetlenie, nagłośnienie, nasze wejścia i wyjścia oraz moją największą zmorę - czyli te tragiczne stroje, które dla nas wymyślili. Nie miałem niestety zbyt wiele w tej kwestii do powiedzenia, więc musiałem trzymać buzię na kłódkę.
      Na początku nie mogliśmy odnaleźć wspólnego rytmu. Ciągle się myliliśmy, mimo tego, że już kilka razy przeprowadzaliśmy próby tego koncertu. Wpadaliśmy na siebie i nawet kilkakrotnie wybuchły jakieś sprzeczki, jednak ja mimowolnie zauważyłem, że Tae i Choi się intensywnie ignorują - traktowali się jak powietrze. Po godzinie doszliśmy do porozumienia i wtedy wszystko zaczęło iść jak z płatka.
      Po tych kilku godzinach weszliśmy wykończeni do pokoju, w którym zawsze odpoczywaliśmy. Jak nieżywy padłem na kanapę, a Jonghyun obok mnie. Tae chyba poszedł szukać czegoś do picia, Onew cały czas stukał coś na telefonie z wielkim uśmiechem na twarzy, a Choi siedział w kącie pokoju, słuchając muzyki na słuchawkach.
      Westchnąłem głośno i przysunąłem się bliżej Jjonga, wsuwając się pod jego ramię i pozwalając, żeby przytulił mnie do siebie. Przez chwilę leżałem z głową opartą o jego tors, a potem zacząłem myśleć o nas. Zastanawiałem się, jak menadżer zareaguje na to, że jesteśmy ze sobą - bądź co bądź, dwójka chłopaków, którzy się kochają, to w zespole jest pewien problem. Jak na to zareagowałyby nasze fanki? Wolałem o tym nie myśleć.
      Zamknąłem ponownie oczy i jęknąłem cicho w szyję Jonghyuna, odsuwając się subtelnie od niego.
     - Jonghyun, trzeba mu o wszystkim powiedzieć - szepnąłem cicho.
     - Co? Komu? Taeminowi? Przecież on wie, że nie powinien pić za dużo mleka bananowego - odparł z ciągle przymkniętymi oczami. - To duży chłopak. Da sobie przecież radę.
     - Co? - parsknąłem śmiechem. - Miałem na myśli naszego menadżera. Musi dowiedzieć się o nas.
     Na tę wiadomość Jonghyun momentalnie otworzył szeroko oczy i wyprostował się, wpatrując się uważnie we mnie. Widziałem, że przez jego twarz przeleciał grymas, a po chwili zmarszczył brwi, niezbyt zadowolony z tego, co mu oznajmiłem.
     - Nie wiem czy to dobry pomysł - odpowiedział z przekonaniem. - Nie teraz. Zróbmy to po koncercie.
     - Ale Jjongie... - jęknąłem cicho. - Nie możemy tego cały czas ukrywać. Nie mamy się czego wstydzić, a przecież możemy zaufać naszemu menadżerowi. On to zrozumie.
     - Nie byłbym tego taki pewien - Jonghyun powiedział to ledwie dosłyszalnym głosem, tak że musiałem wytężyć słuch, żeby go zrozumieć.
     - Co powiedziałeś? - zmarszczyłem brwi, przekrzywiając głowę lekko w lewą stronę.
     - Nieważne - potrząsnął szybko głową i rozglądnął się po pomieszczeniu. - Okej, ja pójdę i mu o tym wszystkim powiem.
     - Ale czekaj! - krzyknąłem, bo Jonghyun już podniósł się z kanapy. - Teraz? W tej chwili? Chcę iść z tobą!
     Wstałem i poszedłem za nim w kierunku drzwi, ale na te słowa brunet odwrócił się szybko i zmierzył mnie groźnym wzrokiem. Wyczułem napięcie i zdenerwowanie w jego oczach, więc odruchowo odsunąłem się o jeden krok.
     - Nie Bummie - powiedział głosem twardym jak stal. - Ja mu o tym wszystkim powiem. Zostań tutaj, najwyżej przyjdę razem z nim.
     - Ale... - zacząłem, jednak nie pozwolił mi dokończyć.
     - Żadnego "ale". Zostań tutaj, proszę.
     Na ostatnim słowie jego głos złagodniał, a ja mimowolnie pokiwałem głową i pozwoliłem mu wyjść z pokoju. Nie miałem zamiaru pozwolić mu na to, żeby poszedł tam sam. Jeśli nie chce iść ze mną to będę musiał się podkraść, prawda?
     Odczekałem minutę i powoli wyszedłem z pokoju, stawiając ostrożne kroki. Skierowałem się w kierunku pomieszczenia, w którym teraz przesiadywał menadżer. Słyszałem jeszcze kroki Jonghyuna w korytarzu, więc starałem się iść jak najciszej, żeby nie dać się przyłapać.
     Skręciłem w prawo i zauważyłem, że Jjong właśnie wchodził do pokoju menadżera. Ostrożnie podszedłem do drzwi i schowałem się za parawanem. Chwała osobie, która go tutaj umieściła. Przynajmniej mogłem się spokojnie tutaj ukryć.
      Główną wadą tego budynku są niezbyt szczelne ściany i drzwi. Teraz jednak działało to na moją korzyść, więc mogłem usłyszeć niemal każde słowo, które wypowiadali. Przycisnąłem ucho do ściany, niedaleko drzwi i niemal zaraz usłyszałem głos Jonghyuna.


      - ... trochę inaczej niż chciałeś - wyczuwałem stres w jego głosie. - Wiem, że miałem robić coś innego, ale Kibum się we mnie zakochał, a ja...
      - Co powiedziałeś? - teraz to menadżer się odezwał, wyraźnie był zdenerwowany. - Zakochał się w tobie? Przecież to całkowicie bez sensu.
      - Wiem, że miałem tylko nakłamać, robić to wszystko dla mediów i fotografów. Nawet nie wiedziałem, że Key może poczuć coś więcej, a kiedy do tego już doszło...
      - Jesteś taki głupi! - usłyszałem krzyk menadżera. - Twoja rola była naprawdę bardzo prosta, a ty i tak potrafiłeś wszystko spaprać! Powiedziałem ci wyraźnie, że masz owinąć go sobie wokół palca, że masz pracować nad wizerunkiem zakochanego "JongKey", który stworzyły wasze fanki po poprzednim koncercie, a ty przychodzisz tutaj i mówisz, że Kibum naprawdę się w tobie zakochał? Przecież to jest żałosne! Co jest trudnego w tym, żeby poudawać przed kamerami, że czujecie do siebie coś więcej? Miałeś tylko udawać, a nie pozwolić na to, żeby jakiekolwiek uczucie zawładnęło tobą albo Key.
      Nie słyszałem już nic oprócz głuchego odgłosu spotkania dłoni menadżera z policzkiem Jonghyuna. Nawet nie zauważyłem kiedy po moich policzkach potoczyły się słone łzy. Stałem tam po prostu i trząsłem się z tych wszystkich powstrzymywanych emocji. Ze złości, z upokorzenia i z własnej głupoty. Jak mogłem być taki ślepy?
      Nagle wszystko do mnie dotarło. Ten skok ze spadochronem. Jego dłoń obejmująca moją talię. Błyski fleszy. Jego wytłumaczenie, że "powinniśmy trzymać się razem". Noc, kiedy wrócił zdenerwowany do dormu i wybił dziurę w ścianie. Wszystkie te subtelne dotyki, które kierował w moją stronę przed kamerami, na spotkaniach z fanami czy wywiadach. Wszystko to była gra. Robił to wszystko dla menadżera.
     Jako ostatni stanął mi przed oczami nasz koncert. To jak się zachowywał względem mnie. Obejmowanie. Śpiewanie dla mnie. To wszystko przez to zachowanie. To właśnie przez to, jak postępował, nasze fanki stworzyły obrazek zakochanego JongKey, o którym mówił nasz menadżer. To wszystko było pod publikę. Tylko i wyłącznie po to, żeby ludzie nas kochali i wyobrażali sobie nas jako JongKey. Nieświadomie wplątałem się w taką chorą sytuację... Teraz nawet nie wiedziałem jak mam się zachować.
      Stałem tak jeszcze chwilę aż w końcu wybiegłem zza parawanu i skierowałem się do pierwszego pomieszczenia, które chociaż w małym stopniu mogłoby stłumić mój głośny płacz. Trafiłem do ciasnego pokoju, w którym walała się sterta ubrań. Zanim dobrze zamknąłem drzwi już nogi odmówiły mi posłuszeństwa i opadłem na podłogę z głuchym łoskotem. Zignorowałem ból w nogach i rękach po czym wreszcie dałem upust wszystkim tym emocjom, a z moich ust wydobył się krzyk, który zdusiłem w rękaw bluzki. Podniosłem się do pozycji siedzącej i objąłem kolana dłońmi, a następnie wybuchnąłem spazmatycznym płaczem.
     Nie dbałem już o to, czy ktoś znajdzie mnie zamkniętego w tej komórce z załzawioną twarzą i prawdopodobnie poobijanymi nogami. Liczyło się teraz to, że umarłem. Moje serce wykrwawiło się pod tamtymi drzwiami. Jedyna osoba, którą nigdy nie posądziłbym o takie rzeczy, zdradziła mnie i tak naprawdę nigdy nic do mnie nie czuła.
     Nigdy cię nie skrzywdzę, kochanie. Przypomniały mi się słowa Jonghyuna, którymi uraczył mnie jeszcze kilka dni temu. Nie, oczywiście, że mnie nie skrzywdzi. Tylko rozpierdoli moje serce na milion malutkich kawałków, a potem będzie stał i śmiał się z mojej głupoty. Co było w tym wszystkim najgorsze? Że naprawdę go kochałem. Kochałem go jak szalony i zrobiłbym dla niego wszystko, a on cały czas mnie okłamywał. Teraz w moich wspomnieniach wszystkie te pocałunki smakowały jak słodkie kłamstwa.
      Zagryzłem mocno wargi i nie przejąłem się, gdy poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Nie zwracałem nawet uwagi na ból. Nic nie mogło równać się z tym, co teraz rozgrywało się w moim sercu.
      Po kilkunastu minutach, gdy z płaczu została już tylko czkawka, podniosłem się z ziemi i na słabych nogach skierowałem się w stronę drzwi. Otwarłem ja na oścież i momentalnie oślepiło mnie światło słoneczne. Zmrużyłem mocno oczy i podążyłem w kierunku wyjścia z budynku. Jedyne, co miałem ochotę teraz zrobić to pójść do jakiegoś klubu i upić się do nieprzytomności.
      Kilkakrotnie przewróciłem się - to na schodach, to na prostym odcinku, ale wreszcie dotarłem do drzwi wejściowych budynku. Rozchyliłem je szybko i od razu powitało mnie rześkie zimne powietrze. Wystawiłem twarz w kierunku słońca, zamykając oczy i oddychając głęboko. Zacząłem zastanawiać się nad tym, gdzie tutaj znajduje się najbliższy klub, w którym mógłbym spokojnie o wszystkim zapomnieć, gdy usłyszałem odgłos kroków za moimi plecami. Zbyt dobrze je znałem. Rozpoznałbym je wszędzie. Jonghyun.


     - Boże, Bummie... Nawet nie wiesz jak długo cię szukałem - kiedy stanął przede mną, raptownie przestał mówić, wpatrując się w moje opuchnięte od płaczu oczy i pokrwawione usta. - C-co... ci się stało?
     Popatrzyłem na niego nieprzytomnym wzrokiem. Wyglądał na przerażonego, jego źrenice rozciągnęły się do maksymalnej wielkości, tak że niemal nie widziałem koloru tęczówek. Nie czułem nic. Zupełnie nic. Może oprócz nienawiści wymieszanej z upokorzeniem i smutkiem, rozlewającej się po moim sercu.
     - Och, wiesz... Tak po prostu postanowiłem sobie popłakać gdzieś w kącie, bo stwierdziłem, że moje życie ostatnio było zbyt szczęśliwe - taki mały sarkazm wkradł mi się na usta.
     - O czym ty mówisz? - spojrzał na mnie zaniepokojony i wyciągnął dłonie w moim kierunku, a ja momentalnie je odepchnąłem.
     - Nie waż się mnie dotykać! - powiedziałem trochę za głośno. - Robiłeś tego stanowczo za dużo przed tymi wszystkimi kamerami. Wiesz co? - teraz głos mi się załamał, a ja nie potrafiłem już dłużej udawać, że mam to wszystko gdzieś. - Najgorsze jest to, że mi naprawdę na tobie zależało, podczas, gdy ty tylko się mną bawiłeś.
     - Ja... - zaciął się, a jego twarz wykrzywił ból. - Skąd ty o tym wiesz?
     Nie wiem na co liczyłem. Może na to, że mnie przeprosi? Że powie, że to wszystko nieprawda? Że tak naprawdę mnie kocha i nie chciał tego robić? Byłem głupi. On tylko chciał wiedzieć, skąd się o tym dowiedziałem. Skurwiel.
     - Słyszałem wszystko! - wydarłem się na cały głos, nie zwracając uwagi na to, że ludzie zaczynają się za nami rozglądać. - Słyszałem każde twoje jebane słowo, kiedy tłumaczyłeś się menadżerowi, że "poszło inaczej niż chciał", bo głupi Kibum się w tobie zakochał.
      Trząsłem się z wściekłości, a słone łzy dalej moczyły moje policzki. Nie miałem już ochoty być dalej silnym. To wszystko mnie przerastało. Jonghyun wyglądał na zszokowanego. Zrobił jeden krok w moją stronę, a ja cofnąłem się tyle samo.
      - Po prostu wypierdalaj z mojego życia raz na zawsze, rozumiesz? - krzyknąłem ponownie. - Nie chcę cię więcej widzieć. Nie wybaczę ci tego, rozumiesz? Nie wybaczę!
      Odwróciłem się na pięcie i poszedłem w przeciwną stronę, jednak po chwili zatrzymał mnie jego głos:
     - To nie tak! - krzyczał za mną. - Nie chciałem tego robić, bo wiedziałem, że mógłbym się zranić, ale potem mimowolnie zbliżyłem się do ciebie i zakochałem się. Kocham cię, rozumiesz? Uwierz mi, proszę - jego głos brzmiał teraz bezradnie. - Powiedziałem kiedyś, że takich słów nie rzuca się do pierwszej lepszej osoby. Nie jesteś mi obojętny i nigdy nie byłeś.
     Odwróciłem głowę w jego kierunku. Część mnie chciała mu uwierzyć, ale druga przywołała mój rozum do porządku i kazała mi olać tego idiotę. A łzy dalej nie przestały wylatywać z moich oczu i rozbijać się o chodnik. Czy można kiedyś wylać wszystkie łzy? Jeśli tak, to już pewnie niedługo skończy mi się ich zapas.
     - Nie wierzę ci - odkrzyknąłem do niego zachrypniętym głosem. - Gdybyś mnie naprawdę kochał to nigdy nie zrobiłbyś mi czegoś takiego.
     Nie słuchałem już jego dalszych wyjaśnień tylko pobiegłem przed siebie, walcząc z kolejnymi łzami, które napływały do moich oczu.

     Nawet nie wiem ile tak biegłem. Skończyłem dopiero, gdy ten bieg wydusił całe powietrze z moich płuc. Przystanąłem i oparłem się dłonią o ścianę jednego z budynków. Do mojej świadomości dotarła wiadomość, że znajduję się pod jakimś klubem. Cel osiągnięty.
     Momentalnie wszedłem do budynku, a moje bębenki uszne od razu powitała głośna muzyka. Nieprzytomnym wzrokiem błądziłem po parkiecie tanecznym, na którym w świetle stroboskopów tańczyła masa wyglądających tak samo ludzi. Wszyscy byli jednakowi.
     Rozglądnąłem się w poszukiwaniu osoby, która mogłaby uchodzić za dilera. Po rozmowie z Jonghyunem nie miałem ochoty na kilka piw - musiałem odlecieć, a wiedziałem, że tylko dobry narkotyk może mi to zapewnić. Przeczesywałem całe pomieszczenie w poszukiwaniu osoby, która mogłaby zapewnić mi takie błogie zapomnienie aż wreszcie trafiłem na tę właściwą.
     Łzy dalej zamazywały mój wzrok, więc nie wiedziałem z kim będę rozmawiać. Zarejestrowałem tylko fakt, że jest to mężczyzna - nic więcej nie potrzebowałem. Poszedłem do niego i oparłem się o ścianę. Przez chwilę obserwowałem razem z nim roztańczony tłum aż w końcu wydusiłem z siebie to, po co tutaj przyszedłem.
     - Zwykłe tańczenie i picie już mi nie wystarcza - powiedziałem zdenerwowanym głosem. - Potrzebuję czegoś, co pomogłoby mi na chwilę odlecieć.
      Nie wiedziałem co innego miałbym do niego powiedzieć, ale liczyłem na to, że zrozumie moje intencje. Widocznie tak było, bo odwrócił wzrok w moją stronę i wyciągnął z kieszeni plastikową torebkę z białą tabletką w środku.
     - To... - zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
     - Nie chcę wiedzieć co mi sprzedajesz - odpowiedziałem, chociaż wiedziałem, że to nierozważne z mojej strony. - Jeśli zapewni mi to kilkugodzinny odlot to biorę.
     Wyciągnąłem z kieszeni zwitek banknotów i wpakowałem w jego dłoń, zabierając torebkę, w której znajdowało się moje wybawienie.
      Odszedłem kilka kroków od dilera i wyciągnąłem tabletkę na dłoń. Wyglądała tak kusząco. Wystarczy, że ją połknę, a wszystkie moje troski znikną w przeciągu minuty. Nie będę pamiętał o Jonghyunie... O niczym, co się dzisiaj wydarzyło. To wszystko będzie nieważne.
     Szybko wsadziłem białą tabletkę do ust i połknąłem, zanim mógłbym się rozmyślić. Po policzku poleciała mi pojedyncza łza. Co ten idiota ze mną robi? Teraz przez niego zacząłem ćpać jakieś świństwa?
      Po kilku sekundach świat zaczął się pomału zamazywać. Jak pijany zacząłem kierować się w stronę wyjścia z klubu, ale kiedy już tam dotarłem nie poczułem nic więcej, jak tylko błogi spokój, który nagle owładnął całym moim ciałem. W jednym momencie zrobiło mi się czarno przed oczami, a grunt odleciał spod moich nóg.

***

     Kiedy Jonghyun powiedział mi o tym, że zgubił Key po ich kłótni, wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. Umma zawsze pakował się w takie głupie rzeczy, że mogłem sobie tylko wyobrażać, co też znowu zmajstrował.
     Zostawiłem niemal nieprzytomnego od płaczu i smutku Jonghyuna w pokoju, w którym odpoczywaliśmy i pognałem w stronę, którą mógł pójść Kibum. Najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że byłem najmłodszy z całego zespołu, a w tym momencie musiałem się opiekować niemal wszystkimi. To zbyt trudne, ale przecież nie mogłem tak zostawić Key. Jonghyun chyba nie za bardzo wiedział co się wydarzyło, Onew gdzieś się ulotnił, a przecież z Minho nie rozmawiałem od tej nocy, kiedy powiedziałem, że między nami wszystko skończone.
     Przemierzałem od kilku minut ulice Seulu, jednak nie mogłem domyślić się, gdzie udał się Kibum. Powinienem chyba szukać go w klubach? Ja właśnie tak zrobiłbym, gdybym dowiedział się tego wszystkiego co on - poszedłbym się upić do nieprzytomności.
     Szczęście jednak szybko się do mnie uśmiechnęło, bo przy drzwiach pierwszego klubu po drodze, zauważyłem znajomą blond czuprynę. Jednak Key zachowywał się naprawdę bardzo dziwnie. Ciągle się zataczał, a gdy do niego dotarłem zauważyłem, że jego źrenice są nienaturalnie rozszerzone.
     Czy on coś ćpał?! Od razu w głowie rozbłysł mi alarm i w ostatniej chwili udało mi się uchwycić go przed upadkiem. Nagle całym jego ciałem wstrząsnęły niekontrolowane konwulsje i poczułem, że wszystkie jego mięśnie napięły się do granic wytrzymałości.
     Miałem niezawodne przeczucie, że właśnie przechodzi atak padaczki wywołany tymi narkotykami, które musiał ćpać. Idiota, przebiegło mi przez myśl zaraz po przerażeniu.
     Powoli położyłem go na plecach, uważając, żeby nic sobie nie zrobił i ściągnąłem kurtkę z ramion, układając ją pod jego głową, żeby przypadkiem nie rozbił jej sobie o betonowy chodnik. Nie za bardzo wiedziałem, co mógłbym jeszcze zrobić, więc po prostu klęknąłem obok niego i rozluźniłem mu koszulę wokół szyi. Pozwoliłem na to, żeby jego ciałem jeszcze przez jakiś czas wstrząsały drgawki.
      Gdy konwulsje wreszcie ustąpiły, pochyliłem się nad Kibumem i zahaczyłem jednym palcem o jego podbródek, odchylając go do tyłu i przykładając ucho do jego ust. Z ulgą zauważyłem, że oddycha normalnie, a nawet miałem wrażenie, jakby ogarnął go sen. Dalej się o niego strasznie martwiłem. Co ja mówię? Byłem po prostu przerażony! Przecież gdyby mnie tutaj nie było to mógłby rozbić sobie głowę o chodnik i wykrwawiłby się. Nawet nie chciałem o tym myśleć.
     Wyjąłem z kieszeni telefon i wystukałem numer na pogotowie. Podałem im wszystkie okoliczności i przedstawiłem co się stało z Kibumem, a oni zapewnili mnie, że niedługo wyślą do mnie karetkę.
     Siedziałem tam z nim, czekając na pomoc i cały czas głaskałem jego blond włosy, prosząc w myślach o to, żeby nic mu się nie stało. Po co ten idiota coś ćpał? Po moich policzkach spływały łzy, które wyglądały jak krew w czerwonych światłach nadjeżdżającej karetki.

4 komentarze:

  1. O Jezusie...
    Ja skomentuję, jak dojdę do siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońce... jak Ty to mogłaś zrobić? Wae? ;-; Czekałam calusieeeeńki tydzień na rozdział, w niedzielę zaglądałam co pięć minutek na bloggera, czy jest notka (i standardowo pisk, kiedy już się pojawił). Czytałam już w nocy, w łóżku, na komórce, bez podkładów... popłakałam się, naciągnęłam kołdrę na głowę i tak sobie leżałam z dołkiem moralnym. D: No i jestem gotowa do komentowania po 3 dniach dopiero, widzisz? xD
      Jestem cholernie dumna z Taemina. I z Ciebie, że jednak nie rzuciłaś go prosto w ramiona Minho po tym... tym, co on mu zrobił. ;-; Sama prawdopodobnie nie umiałabym wybaczyć czegoś takiego. Nawet tego nie mogę napisać, nu. Choć po cześci moje serduszko się kraje, że nie będą razem, ale tak po głębszym przemyśleniu - to dobrze. Huh, ciekawe, czy w ogóle będą się do siebie odzywać.
      Nah, spodziewałam się trochę tego, co się wydarzyło pomiędzy JongKey. Coś czułam, że wreszcie wyjdzie ta sprawa z menadżerem, a skoro to już przedostatni rozdział (;-;), to chyba czas najwyższy. CO ZA DURRRNY CZŁOWIEK Z TEGO DEBILA. Wszystko popsuł między nimi. Ugh. W ogóle związek Jjonga i Key jest trochę pogmatwany. Ten wypadek, JongKyung, do tego ich rozmowa, kiedy stali się parą. Aaaa, jak tego duuużo. Mimo wszystko wierzę, że Jonghyun naprawdę kocha Kibuma. Za dużo ich łączy, no! Menadżer tylko dał mu tylko "zachętę", żeby się do Bummiego zbliżył. Prawda...?
      Swoją drogą, też miałam ochotę się wydrzeć, kiedy Ki to robił. Aghrhrfdfjbgf. Krzyk daje takie maleńkie ukojenie... choćby na kilka chwil.
      Czemu on ćpał? ;-; Boziuu, tak bardzo go skrzywdzili, że posunął się aż do takiego czynu. Dobrze, że ma Taemina, uh. Chociaż ostatnia scena średnio mi się podobała. To działo się tak strasznie... szybko. Za szybko. Mimo iż to najdłuższy Twój rozdział. Jestem piekielnie ciekawa, jak to skończysz. Został Ci tylko jeden, prawda? Hmm... Mam tyle scenariuszu we łbie, że aż boję się o tym myśleć. Po Tobie zresztą wszystkiego można się spodziewać. :D
      Hwaiting, słońce, i dużo weny. Saranghae!

      Usuń
  2. Ale... Ale jak to? Dlaczego tak zrobiłaś? Rozumiem postawę Taemina, dobrze, że nie wybaczył Minho, bo to byłoby zbyt piękne i kolorowe, a życie takie nie jest, zwłaszcza, kiedy przeżyło się taki koszmar, jak Taemin. Tylko dlaczego zrobiłaś to Kibumowi i Jjongowi? Teraz już sama nie wiem, czy Jonghyun kochał Kibuma, czy udawał, czy co... Pogubiłam się w tym, bo niby mówi, że go kocha, ale przed menadżerem tego nie powiedział, chyba że ja coś ominęłam, ale starałam się czytać to bardzo dokładnie (w busie, w drodze do szkoły). I co dalej? Dlaczego ten debil Key sięgnął po prochy? Aigoo, nie mógł się upić? To w sumie też żadne rozwiązanie, ale lepsze niż narkotyki :c

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja wciąż wieże, że Jonghyun kocha Kibuma... Mimo wszystko mógł powiedzieć Kibumowi, jak to na początku wyglądało. W końcu związek jest oparty na zaufaniu i prawdzie, bez ukrywania prawdy. Z drugiej strony Key nie powinien podsłuchiwać. Generalnie Jong chyba był w tak wielkim szoku, że nie bardzo wiedział, jak zareagować, kiedy zobaczył zaryczanego Key. Chyba załapał zwiechę :(((
    Ayy~ Kibummie, rozumiem, że smutasz, ale dragi są naprawdę niebezpieczne -.- Trzeba było popłakać w rękaw Taeminka albo w poduszkę ;(((((
    Tak swoją drogą to uważam, że Taeś dobrze zrobił. Został cholernie skrzywdzony, a Minho teraz mu wciska kity, że darzy go jakąś tam wielką miłością pff Dobre sobie! Kto wie, czy nie robi tego pod naciskiem chłopaków z zespołu albo ma wyrzuty sumienia -.-'' Dupek. Takich się powinno za jaja wieszać na suchej gałęzi!!! -.- grr Dupek pff
    Co się dzieje z zespołem? Oni potrzebują siebie nawzajem, inaczej będzie im naprawdę ciężko! :(((
    Trzymam kciuki za moich chłopqczków! ^^ chciałabym, żeby byli szcęśliwi ^^
    Hwaiting Aisha!! ^^

    OdpowiedzUsuń